Moje pierwsze zetknięcie z muzyką grupy Handful Of Snowdrops miało miejsce w nieistniejącym już w sklepie płytowym, który to prowadził Andrzej Masłowski. Pamiętam, że podczas którejś z wizyt, zaprezentował mi fragmenty płyty "Land Of The Damned" (1988), którą to pożyczył mu jego znajomy. Zakupił on ją na naszym rodzimym portalu aukcyjnym. Były ponoć przy tym niezłe utarczki ze sprzedawcą, który chyba zorientował się, że pozbył się tej płyty w zbyt niskiej cenie więc próbował wmówić kupującemu, że płyta się uszkodziła. Koniec końców przyciśnięty do muru wysłał płytę i tak zawędrowała ona do Poznania na ulicę Taczaka, gdzie mieścił się wyżej wspomniany sklep. Pan Andrzej był chyba pod sporym wrażeniem tej płyty bo ochoczo o niej opowiadał. Ich twórczość lokował gdzieś w rewirach zamieszkiwanych przez Clan Of Xymox i tym podobne grupy. Jako miłośnikowi tego typu brzmień dwa razy nie trzeba było mi powtarzać. Skrzętnie zanotowałem sobie w pamięci nazwę zespołu lecz nie miałem zbytnich nadziei na zakup tej płyty bo był to swoisty biały kruk. W Polsce niemal nieosiągalny stąd też przez długie lata album ten obrósł w mej wyobraźni w wiele mitów i legend. Przez ten czas zdążyłem zapoznać się i zgromadzić trzy ich późniejsze płyty, a debiut wciąż pozostawał nieuchwytny. Zmieniło się to dopiero w tym roku za sprawą argentyńskiej oficyny Twilight Records, która to postanowiła wznowić ten krążek w formie CD. Miłośnicy płyt winylowych mogą z kolei pokusić się o analoga wydanego przez montrealską wytwórnię Lebackstore. Płyta CD poza bazowym materiałem wzbogacono o liczne muzyczne dodatki, wśród których znajdziemy wersje demo utworów z tejże płyty. To z pewnością najbardziej rozbudowana i kompletna edycja jaka się do tej pory ukazała. Warto więc się nią zainteresować. Mnie w zupełności wystarczyłaby sama esencja tego albumu, ale rozumiem, że są też tacy słuchacze, którzy czekają na te dodatki. Myślę, że te sześć dodatkowych utworów zaspokoi ich apetyt. Od strony edytorskiej płyta wygląda równie interesująco choć nie ukrywam, że wolałbym ją dostać w standardowym, plastikowym pudełku. Niemniej nie ma co narzekać bo w końcu mogę cieszyć się ich pełnym dorobkiem płytowym. Podróż z Argentyny okazała się być dość długa, ale po niemal miesiącu oczekiwania listonosz odnalazł drogę do mych drzwi. To co mnie najbardziej zaskoczyło to liczba znaczków jaka widniała na kopercie oraz fakt, że pomimo zapakowania płyty w zwykłą bąbelkową kopertę dotarła ona bez jakiegokolwiek uszczerbku na zdrowiu. Jak widać, troska o bezpieczne dostarczenie przesyłki nie jest czymś niespotykanym niemniej dla Poczty Polskiej to chyba wciąż za wysokie progi. Uczcie się więc panie i panowie od najlepszych a być może zapracujecie sobie na nasz szacunek. Pamiętajcie, że reputacja w tym zawodzie to ważna rzecz, którą zdobyć można tylko solidną i ciężką pracą.
Jakub Karczyński
W Argentynie mają sporą inflację na poziomie 140% i pewnie poczta nie nadąża z nominałami znaczków.
OdpowiedzUsuńTak. Być może tutaj należałoby dopatrywać się rozwiązania tej zagadki. Dzięki za trop. Pozdrawiam serdecznie.
Usuń