27 lipca 2015

POSZUKIWANI. ŻYWI LUB MARTWI

Od kilkunastu dni namiętnie oglądam westerny. Przerobiłem już "Niesamowitego jeźdźca" (1985) z Clint'em Eastwood'em, "Śmierć jeździ konno" (1967), "Prawdziwe męstwo" (2010), a dziś przymierzam się do "Powieście go wysoko" (1968). Siłą rzeczy, sięgnąłem też po muzykę Ennio Morricone, którego nazwisko jest synonimem westernu. Jego kompozycje na stałe weszły nie tylko do historii tego gatunku, ale i historii muzyki w ogóle. Któż z nas nie słyszał motywu z filmu "Dobry, zły i brzydki"? Chyba nie ma takowej osoby, a jeśli jest, to niech szybko nadrabia zaległości. Niemniej, dzisiejszy wpis wbrew pozorom nie będzie dotyczyć westernów. Będzie z nimi związany pośrednio, a to za sprawą elementu nieodzownie kojarzonego z tym gatunkiem jakim jest list gończy. Postanowiłem przenieść ten rekwizyt na grunt muzyki, bowiem tak jak szeryfowie, tak i ja nieustannie poszukuję jakiś typów spod ciemnej gwiazdy. Osiągnięcia mam niezgorsze. Wytropiłem już kilkunastu przestępców i wpakowałem do ciemnej celi. Spoglądają oni teraz posępnym wzrokiem zza krat, bo perspektywy malujące się przed nimi nie napawają optymizmem. Z tego więzienia wychodzą nieliczni i to raczej drobni złodziejaszkowie, a nie zatwardziali przestępcy. Lista mych sukcesów jest dość długa, więc wymienię tylko najciemniejsze gwiazdy, które to udało mi się doprowadzić przed wymiar sprawiedliwości. Na mym koncie widnieją takie nazwy i nazwiska jak:
 
  • The Mission "Grains Of Sand" (1990) CD, 
  • Love Club "Lime Twigs And Treachery" (1990) CD,
  • Ikon "In The Shadow Of The Angel" (1995) CD, 
  • Ikon "Flowers Of The Gathering"(1996) CD, 
  • Ikon "This Quiet Earth" (1998) CD, 
  • Ikon "Destroying The World To Save It" (2005) CD, 
  • All About Eve "Touched By The Jesus" (1991) CD, 
  • All About Eve "Ultraviolet" (1992) CD, 
  • The Cassandra Complex "Cyberpunx" (1990) CD, 
  • The Cassandra Complex "War Against Sleep" (1992) CD,
  • The Cassandra Complex "Wetware" (2000) CD,
  • Gene Loves Jezebel "The House Of Dools" (1987) CD,
  • Justin Sullivan "Navigating By The Stars" (2003) CD,
  • Bel Canto "White-Out Conditions" (1987) CD,
  • Bel Canto "Birds Of Passange" (1989) CD,
  • Xymox "Twist Of Shadows" (1989) CD,
  • Pieter Nooten, Michael Brook "Sleeps With The Fishes" (1987) CD,
  • The Alarm " Eye Of The Hurricane" (1987) CD,
  • Wishbone Ash "There's The Rub" (1974) CD 

Na tym poprzestańmy. To tylko lista wybranych rewolwerowców, których dotknęła ręka sprawiedliwości. Niestety, jakkolwiek imponująco przedstawiałaby się ta wyliczanka, nie zmienia to faktu, że na wolności pozostają jeszcze całe zastępy przestępców, śmiejących się szeryfom prosto w twarz. Na nic zdają się obławy czy też zasadzki. Pewnych typów nie widuje się w miasteczkach, ani nawet w okolicznych stanach od wielu lat. Niemniej nie tracę czujności i z nie mniejszą determinacją tropię tych zbirów. Moje wysiłki nie poszły na marne, bowiem przed tygodniem wpadłem na trop pewnego typka. Gdy tylko zorientował się, że wiem o jego przybyciu, momentalnie dał nogę z miasta. Na szczęście nie dałem szybko za wygraną i w sobotę 25 lipca dopadłem drania. Nie stawiał większego oporu. Widać mój rewolwer i gwiazda szeryfa zrobiły swoje. Schwytany przestępca to Strawbs "Deadlines" (1977) CD, którego personalia podesłał mi szeryf z sąsiedniego stanu. Gdyby nie to, być może do dziś cieszyłby się wolnością, nękając praworządnych obywateli. Informacja o jego aresztowaniu szybko rozniosła się po okolicy, wzbudzając pewne poruszenie w szeregach przestępców. Dzięki temu, wpadłem już na kolejny trop. Wraz ze swym zastępcą, planujemy wkrótce ująć kolejnego zbira, ale sami rozumiecie, że o szczegółach akcji, nie mogę powiedzieć w tym momencie ani słowa. Jeśli wszystko pójdzie po naszej myśli, to rzeczony delikwent, powinien trafić do paki jeszcze przed końcem tygodnia. Trzymajcie więc kciuki i pamiętajcie o tym, aby pomagać lokalnym stróżom prawa. Tylko z waszą pomocą, uda się wyłapać wszystkich tych przestępców i zaprowadzić w mieście porządek. Zerknijcie raz jeszcze na list gończy zamieszczony powyżej. Kto wie, być może widzieliście gdzieś w okolicy tych typów spod ciemnej gwiazdy.

Jakub Karczyński

19 lipca 2015

CO Z TYM MROKIEM?

Tak jak pisałem w jednym z poprzednich wpisów, fascynacja starym rockiem nie mija. Zazwyczaj odżywała ona w okresie jesienno-zimowym, zwłaszcza tuż przed świętami Bożego Narodzenia, ale w tym roku dopadła mnie już w maju. Sam zresztą jestem sobie winien, bo przecież na własne życzenie wywołałem tego wilka z lasu, za sprawą audycji Tomka Beksińskiego. Nie żeby mi było źle w krainie starego, progresywnego rocka, ale cierpi niestety na tym muzyka o nieco mroczniejszym charakterze. Ostatnio niemal nie kupuję tego typu płyt, a jeśli już coś wpada do płytoteki, to są to albumy z bardzo długą brodą, jak choćby wczesne płyty Fading Colours. Nowe tytuły sygnowane datą 2015, jakby zapadły się pod ziemię i nie dają znaku życia. Być może trzeba poczekać na jesień, a może po prostu zbyt płytko przekopuję ten cmentarz. Może trumna z nieboszczykiem spoczywa parę metrów głębiej, a może po prostu przeniosły się one do wygodniejszych i bardziej komfortowych krypt. Co by nie mówić, wytworzyła się jakaś taka niezdrowa cisza wydawnicza na tym obszarze. Póki co, ze swej trumny wyszli Australijczycy z The Church. Album "Further/Deeper" (2015) wkrótce powinien trafić w moje ręce. Niestety, znów trzeba go było sprowadzać z zagranicy, bowiem żaden polski dystrybutor nie upomniał się o ten tytuł. Zdaję sobie sprawę, że w naszym kraju grupa The Church, nie cieszy się jakąś wielką popularnością, a na jej nowych płytach nie da się zarobić wielkich pieniędzy. Niemniej, gdybyśmy mieli kierować się tylko aspektem ekonomicznym, to powinniśmy przestać wydawać płyty, które nie rokują bilansu in plus. Cóż by nam wtedy pozostało? Chyba jedynie cała ta muzyczna sieczka, która przetacza się przez anteny komercyjnych stacji radiowych. A przecież jest tyle pięknej muzyki, która jest kompletnie nieznana, a którą to warto by zaprezentować przeciętnemu zjadaczowi chleba. Bo czy może on poszerzyć horyzonty muzyczne i wyrobić sobie dobry gust, słuchając naprzemiennie RMF FM i Radia Zet? Wątpię.

Wróćmy jednak do tegorocznych premier spod ciemnej gwiazdy. Póki co, udało mi się zdobyć jedynie Handful Of Snowdrops "III" oraz Camouflage "Grayscale". Wiem, że ukazał się też drugi album grupy She Past Away lecz kupić go można, wyłącznie poprzez zagraniczne portale aukcyjne. Bez problemu za to dotarłem i przesłuchałem nowe krążki Moonspell oraz Artrosis, niemniej nie zrobiły one na mnie większego wrażenia. Chyba już nie nadaję z tymi grupami na jednej fali. Zapewne umknęło mej uwadze sporo ciekawych premier, ale bez odpowiedniej promocji i nagłośnienia trudno je dostrzec. Jeśli trafiliście na coś interesująco z szeroko rozumianej muzyki mroku, to czekam na informację w komentarzach. Chętnie zatopię kły w kilku świeżych i interesujących płytach.

Jakub Karczyński 

09 lipca 2015

LE PLASTIQUE MYSTIFICATION - IN THE LAND OF MELANCHOLY (2000)



Le Plastique Mystification to ukraińska grupa artystyczna, która osiadła w Polsce, angażując do współpracy także rodzimych twórców. Ich muzykę charakteryzuje zwiewność, wielobarwność i klimat tajemniczości unoszący się gdzieś w powietrzu. To idealna propozycja dla romantycznych sentymentalistów, którzy w deszczowe dni siedzą z nosem przy szybie, obserwując płynące po niej krople. Ambientowe pejzaże uzupełnione o dźwięki gitary akustycznej wprawiają w zadumę i trudno się dziwić, skoro sama płyta nosi nazwę „In The Land Of Melancholy”. Tutaj czas jakby zwalnia swój bieg, obrazy tracą kontury, a rzeczywistość nagina nam się niczym łyżka w Matrixie. W zasadzie klimat płyty pozostaje niezmienny, bowiem wypełniają ją pejzaże dźwiękowe i ballady wyśpiewywane to przez męskie, to przez żeńskie głosy, którym poddajemy się bezwiednie. Gdybym miał silić się na porównanie, to wskazałbym na The Legendary Pink Dots jako muzycznych braci zespołu Le Plastique Mistification, choć to mocno naciągane porównanie. Odnosi się w zasadzie wyłącznie do pięknych ballad jakie The Legendary Pink Dots potrafiło nagrywać, choćby na płycie "The Maria Dimension" (1991). To ta sama melancholijna oprawa dźwiękowa, niespieszne klimaty i poczucie obcowania z autentycznym pięknem. Wydaje się, że to właśnie jest głównym celem tej grupy – odkrywanie piękna. Przypomina to pracę rzeźbiarza, który tworząc, pozbywa się niepotrzebnych elementów, kawałków kamienia zakrywających istotę rzeczy. Taką też pracę wykonuje ten zespół, który śmiało może konkurować z artystami z najwyższej półki. Ich ballady są tak przejmująco piękne i tak urzekające, że aż nadstawiamy uszu by wyłowić drugoplanowe dźwięki i słowa, które pozwolą jeszcze lepiej zrozumieć zamysł twórców, jeszcze lepiej uchwycić tę muzyczną sztukę.

Tutaj nie ma miejsca na chłodną kalkulację, tutaj nie potrzebne są przyrządy geometryczne, bowiem dźwięki zawarte na tej płycie wymykają się takiej klasyfikacji i pozostają zrozumiałe tylko dla tych, którzy słuchają ich sercem i duszą. Warto zapoznać się z tym nietuzinkowym zespołem, nie po to by brylować w towarzystwie, nie po to też by kreować się na snoba lecz po to by poznać odpowiedź na pytanie czym jest piękno w sztuce.

Jakub Karczyński