17 stycznia 2024

MOTYLE I ĆMY


Jak już zdążyliście pewnie zauważyć przestałem publikować roczne podsumowania bo po pierwsze coraz mniej interesujących płyt się pojawiało, a po drugie przestało mi to sprawiać jakąkolwiek przyjemność. Zresztą co to ma za znaczenie jaka płyta jest na miejscu pierwszym, a jaka na dziesiątym. To i tak tylko subiektywny ranking. W tym roku również nie zamierzam publikować podsumowania lecz chętnie podsunę kilka tytułów, które to warte są odnotowania, a nie zawsze znajduję czas by szepnąć słówko o jednym czy drugim artyście. Na początek weterani sceny punk rockowej, którzy dawno już wyszli poza schemat i ograniczenia tejże sceny. Dziś grają muzykę nasączoną mrocznym rock & rollem i trzeba im przyznać, że do twarzy im w tym dźwiękowym garniturze. The Damned "Darkadelic" (2023) to album, który może zawstydzić niejednego artystę. Ten zespół albo zaprzedał duszę diabłu albo starzeje się niczym wino bo jakże wyjaśnić fakt, że nagrywają jedną ze swym najlepszych płyt w karierze. Szkoda tylko, że niewiele osób posłucha, a jeszcze mniej doceni. U mnie mają miejsce na podium i niewyczerpany kredyt zaufania. Album bez skazy. Brać i słuchać. Nie samym rock & rollem człowiek jednak żyje, czasem warto przespacerować się także po innych obszarach muzycznych. Moja niedawna przechadzka zaowocowała nie tylko pięknymi zdjęciami, ale także muzyką, która wdarła mi się głęboko w duszę. Wszystko to za sprawą The Lovecraft Sextet "The Horror Cosmic" (2023). Album ten pojawił się na rynku dosłownie trzy dni przed końcem roku i konkretnie przemodelował mi głowę. Fantastyczny klimat, który zachwyci nie tylko fanów prozy Lovecrafta, ale też wszystkich tych, którzy szukają w muzyce niepowtarzalnej atmosfery. Tej nieokreślonej rzeczy, która sprawia, że przyjemny dreszcz przebiega nam po plecach. Pozycja obowiązkowa. Kolejny artysta może nie ma jakiegoś zawrotnego tempa pracy, ale jak już coś wyda to ręce same składają się do oklasków. Na jego nową płytę przyszło nam czekać "zaledwie" dwadzieścia jeden lat. Peter Gabriel "i/o" (2023) to album, który poznawaliśmy kawałek po kawałku. Począwszy od stycznia, artysta odsłaniał nam w każdym kolejnym miesiącu jeden utwór ze swego najnowszego dzieła. Premierom tym towarzyszyła zawsze pełnia księżyca. Muszę przyznać, że ciekawie to sobie Peter wymyślił. Solowa kariera pomimo sporych przerw między ostatnimi albumami wciąż wychodzi mu lepiej niż działalność z Genesis. Szczerze mówiąc dobrze się stało, że ich drogi się rozeszły bo wczesna twórczość Genesis jest dla mnie ciężko strawna. Petera chyba też uwierał ten gorset bowiem to co zaproponował nam na ścieżce solowej dalece wykracza poza wąskie ramy rocka progresywnego. Na nowym albumie również pokazał nam, że wciąż jest ważnym graczem na muzycznym rynku. Gabriel to stary wyjadacz, ale przecież nie brak i takich, którzy dopiero budują swoje muzyczne kariery. Jednym z nich jest artysta ukrywający się pod szyldem Cut Worms. Odkryłem go za sprawą składanki dołączonej do pisma "Uncut", która wytypowała piętnaście najlepszych utworów minionego roku. Znaleźli się tam Blur, Public Image Limited, ale też i spore grono zupełnie nieznanych mi twórców. Jednym z nich był Amerykanin Max Clarke, którego projekt Cut Worms przywrócił blask muzyce lat siedemdziesiątych. Porusza te same struny emocji co choćby The Carpenters czy Sixto Rodriguez. Zrobił to tak przekonująco, że nie sposób jest się tu do czegoś przyczepić. Muzyka jest uroczo staroświecka, a głos zupełnie nie zdradza faktu, że stworzono ją współcześnie. Choć nie ma w tych dźwiękach nic odkrywczego, to słucha się ich z największą przyjemnością. Żadnych innowacji nie dopatrzymy się też w najnowszej płycie Slowdive "Everything Is Alive" (2023), ale chyba nikt z nas niczego takiego nie oczekiwał. Slowdive kolejny raz czaruje nas muzyką z pogranicza jawy i snu. Stan ten trwa zaledwie nieco ponad pół godziny niemniej w żadnym stopniu nie umniejsza to piękna tej płyty. Czasem lepszy niedosyt niż przesyt. Slowdive powrócili do nas w 2017 roku i dobrze się stało bowiem utwierdzili nas tym, że są zjawiskiem absolutnie wyjątkowym, które w żaden sposób nie zasługuje na to by mówić o nich w czasie przeszłym. Na koniec coś z naszego rodzimego podwórka. Debiutancki album After The Sin "Echoes" (2023) przywrócił mi nieco wiarę w naszą mroczną scenę. Można by powiedzieć, że Polacy nie gęsi i swój rock gotycki mają. Na szczęście nie ten przaśny jaki dominował w latach dziewięćdziesiątych lecz taki który szuka swych muzycznych pobratymców wśród grup postpunkowych i zimnofalowych. Na szczęście w ich muzyce brak jest ewidentnych klisz muzycznych więc nikt nie postawi im zarzutu, że brzmią jak (i tu wstawcie sobie dowolną nazwę zespołu). To co mnie cieszy to fakt, że zespół pochodzi z Poznania, który dotychczas nie generował tego typu dźwięków. Dobrze, że w końcu nastąpiło przełamanie. Płytę "Echoes" wydało Bat-Cave Productions, które to specjalizuje się w tego typu muzyce więc wszystkich zainteresowanych odsyłam pod ten właśnie adres. Na tym zakończę niniejszy wpis choć mam świadomość, że winien jestem wam jeszcze słowo o takich grupach jak choćby Hidden By Ivy, którzy w minionym roku również wydali swój nowy album. Niestety jeszcze nie miałem sposobności by go posłuchać z wyjątkiem jednego fragmentu jaki wczoraj usłyszałem w Radiu 357.  Brzmiał niezwykle interesująco i intrygująco więc pewnie kwestią czasu jest to kiedy wpadnie w moje ręce. Tymczasem wracam odrabiać swoje zaległe lekcje te z bliższej jak i dalszej przeszłości.


Jakub Karczyński

 

PS Właśnie przed momentem udało mi się wygrać najnowszy album Hidden By Ivy w Radiu 357 z czego się ogromnie cieszę. Będzie to doskonały prezent na moje zbliżające się urodziny. Pięknie dziękuję i zapewniam, że trafił on w odpowiednie ręce.

04 stycznia 2024

NA TROPIE LOVECRAFTA


Początek nowego roku to w mojej opinii najgorszy okres, w którym to pogoda jak i zaokienny krajobraz szczególnie nas nie rozpieszcza. Szarobure niebo, z którego to pada jak nie deszcz to śnieg, a słońce śpi zatopione głęboko w chmurach. Czasami jednak ukazuje nam swe oblicze i wtedy dzieje się prawdziwa magia. Nie dość, że człowiekowi wraca chęć do życia to i świat wygląda jakoś tak piękniej nawet pomimo faktu, że w przyrodzie wciąż trwa wegetacja. Udałem się ostatnio wraz z rodziną na spacer podczas, którego fotografowałem przyrodę. W promieniach zachodzącego słońca poraziła mnie ona tak swym pięknem jak i melancholią. Za oprawę muzyczną służyła mi płyta "The Horror Cosmic" (2023) grupy The Lovecraft Sextet. Muzyka póki co w formie wirtualnej, ale fizyczny nośnik już zamówiony bo jakże by inaczej. Taką muzykę warto mieć nie tylko w uszach, ale i na półce. Na razie posiłkuję się ich debiutanckim albumem "In Memoriam" (2022), który również wart jest grzechu. Zespół ten odkryłem przez zupełny przypadek. Jako miłośnik prozy Lovecrafta nie mogłem przejść obojętnie obok grupy o takiej nazwie. Nadgryzłem więc kilka kompozycji i przepadłem w odmętach tej muzyki. Nie za bardzo wiem do jakiej szufladki schować te dźwięki bo mamy tu i elementy jazzu, klasyki jak i ambientu. Na swój użytek ukułem sformułowanie dark jazz i niech ono nakreśli wam tak pokrótce charakter tej muzyki. Jeśli kochacie prozę Lovecrafta to koniecznie musicie sięgnąć po twórczość The Lovecraft Sextet. Jest ona równie mroczna, zimna i tajemnicza jak opowieści samotnika z Providence. Doskonale sprawdzi się tak podczas lektury jak i jesienno-zimowych spacerów. Jeśli więc macie dość wielkomiejskiego hałasu i marzy wam się odrobina wytchnienia to polecam skorzystać z usług tego sextetu. Ich dźwięki w mgnieniu oka przywracają człowiekowi ustawienia fabryczne. Grunt to złapać odpowiedni balans między ciszą, a hałasem. Oni wiedzą jak to zrobić szybko i skutecznie. Polecam.


Jakub Karczyński