30 listopada 2020

ReMISJA


Wraz z początkiem października ukazał się charytatywny singiel projektu ReMission International. Pod tym szyldem zjednoczyli się nie byle jacy twórcy bowiem poza Waynem Husseyem z The Mission, który całą rzecz zainicjował, znaleźli się też Martin Gore (Depeche Mode), Lol Tolhurst (ex The Cure), Andy Rourke (ex The Smiths), Kevin Haskins (ex Bauhaus), Midge Ure (Ultravox), Rachel Goswell (Slowdive), Evi Vine, Julian Regan (ex All About Eve) Gary Numan, Jay i Michael Ashton (ex Gene Loves Jezebel) oraz Budgie znany z grupy Siouxsie And The Banshess. Przyznacie, że owa lista gości robi wrażenie. Wszyscy oni zebrali się pod tym szyldem by zarejestrować jedną kompozycję jaką jest utwór Tower Of Strenght z repertuaru The Mission. Wybór kompozycji nie był przypadkowy bo jak mówi Wayne Hussey: To hymn nadziei, piosenka podnosząca na duchu, dająca radość, utwór z przesłaniem, które jak nigdy jest aktualne. Wszystkie zebrane środki ze sprzedaży tego singla mają trafić do organizacji zajmujących się walką ze skutkami pandemii COVID-19. Singiel wypuszczono zarówno w wersji cyfrowej jak też i na starych, dobrych nośnikach w rodzaju płyty CD i winyla. Poza główną, singlową kompozycją, w której to wokalnie i instrumentalnie udzielają się zaproszeni goście, na płycie znajdziecie także jej trzy remiksy. Mało tego, powstał również teledysk, który można obejrzeć choćby tutaj:
 
 
Jeśli jesteście ciekawi kto jeszcze maczał swoje paluszki w tym dziele to polecam prześledzić podpisy pod tym obrazkiem. Znajdziecie tam informacje kto w danej chwili śpiewa, kto udziela się w chórkach, a kto szarpie struny gitary.
 
 
Fanom nie trzeba polecać, a całej reszcie rekomenduję zakup singla choćby po to by dołożyć swoją cegiełkę w tej walce o zdrowie i życie nas wszystkich.
 

Jakub Karczyński

29 listopada 2020

GŁOWA NA 45 OBROTÓW


Swego czasu podjąłem decyzję, aby nie kupować winyli bo drogie, zajmują dużo miejsca w chacie, a i średnio co trzydzieści minut trzeba się podnieść z fotela, żeby przerzucić płytę na drugą stronę. Trwałem sobie w tym postanowieniu lecz w ostatnim czasie ten solidny monolit zaczął się nieco nadtapiać. Powodem tego był ostatni album grupy New Model Army, który chyba nie rzucił świata na kolana skoro wyprzedają go teraz za jedną trzecią ceny. Fakt, nie jest to wybitne dzieło i sam ze trzy razy zastanowiłem się nim je nabyłem, ale pomyślałem sobie, że w końcu to New Model Army, zespół, któremu oddałem kawał swego życia. Z takimi grupami jest się na dobre i na złe. Poza tym drugi raz taka okazja mogła się już nie trafić. Nie przypuszczałem, że ten krok pociągnie ze sobą kolejne bo oto chcąc kupić album "Promises" (1984) grupy The Opposition jesteśmy zmuszeni rozstać się z większą ilością PLNów lub możemy zainwestować w dużo tańszego winyla. Póki co postanowiłem nie narażać się żonie, zwłaszcza, że zbliżają się święta więc spełnianie swych szalonych marzeń odłożyłem nieco w czasie. W związku z tym pewnie w pierwszej kolejności sięgnę po winyla, aby choć trochę zaspokoić ten muzyczny głód. To co jednak rozpaliło moją wyobraźnię i maksymalnie zaostrzyło mój apetyt na winyle była informacja jaka przed kilkoma dniami wyświetliła mi się na Facebooku. Otóż jedenastego grudnia zaplanowano wznowienie albumu "Elizium" (1990) grupy Fields Of The Nephilim. Jak łatwo się domyślić owa reedycja powstała z myślą o trzydziestoleciu jakie w tym roku przyjdzie nam świętować. Winyl ma być w kolorze ciemnej zieleni, ale nie pytajcie jak ten odcień się nazywa bo nie mam bladego pojęcia. Najlepiej zerknąć na zdjęcie, które zamieszczam poniżej.

Wygląda to wyjątkowo pięknie stąd też w mojej głowie zakiełkowała myśl by owo cudo nabyć. Tanio nie jest, przynajmniej w naszych sklepach, ale taki to sport. Chyba też nie ma co za długo zwlekać bo album pomimo że jeszcze się oficjalnie nie ukazał to znika już z oferty niektórych sklepów. Wciąż biję się z myślami, rozważam wszystkie za i przeciw. Coś jednak czuję, że i tak obejdę się smakiem. Ciężko się zdecydować jeśli na oku ma się kilka innych nie mniej interesujących pozycji. Poza tym w cenie jednego winyla mógłbym zakupić ze cztery kompakty więc jest nad czym myśleć. Klamka jeszcze nie zapadła, piłka wciąż w grze, a lekarstwem na ten problem wydaje się być wygrana w Lotto. Wiem, marzenie ściętej głowy, ale jak to mówią pomarzyć zawsze wolno.

Jakub Karczyński

14 listopada 2020

WALECZNY IVO PARTIZAN


Przyznam, że pojawienie się tej płyty na rynku było dla mnie dość sporym zaskoczeniem. Nie towarzyszył jej bowiem żaden szum medialny co jest zrozumiałe jeśli nie stoi za tobą wielki koncern. Album "Nie nagrywaj mnie" (2020) zarejestrowano w 2019 roku w Inowrocławiu i wydano go własnym sumptem. Domyślam się, że swoje trzy grosze do tego interesu dorzucił urząd miasta Mogilno skoro na okładce pojawia się logo tejże miejscowości. No chyba, że to przejaw lokalnego patriotyzmu. Ktokolwiek by za tym nie stał to chwała mu za to bowiem oto po raz pierwszy mamy szansę posłuchać muzyki grupy Ivo Partizan w jakości, która nie urąga standardom współczesnego brzmienia. Jeśli spojrzymy na spis utworów to szybko zorientujemy się, że to z czym mamy do czynienia to materiał archiwalny tyle, że nagrany współcześnie. Niestety nie sposób stwierdzić czy pojawiły się tu jakieś premierowe nagrania bowiem informacje zawarte na płycie są naprawdę szczątkowe, a Internet także nie wyciąga w naszym kierunku pomocnej dłoni. Domniemywam więc, że całość tego materiału bazuje na archiwaliach. Podobny zabieg ma na swym koncie także grupa Made In Poland, która na albumie "Kult" odkurzyła kilka swoich starych nagrań. 

Ivo Partizan wypłynął wraz z drugą falą zimnego grania i podobnie jak wiele ówczesnych zespołów także oni nie doczekali się profesjonalnie zarejestrowanej płyty. Na szczęście białe plamy w historii polskiej odmiany cold wave, w końcu zaczynają wypełniać się treścią. Tak było w przypadku grupy 1984 i tak też jest z Ivo Partizan. Niestety to co można by uznać za nowe narodziny dobiegło końca szybciej niż ktokolwiek mógłby przypuszczać. Drogę zagrodziła grupie śmierć, zabierając ze sobą wokalistę Macieja Adamskiego. Czy oznacza to koniec działalności zespołu? Tego nie wiem, ale jest to wielce prawdopodobne. W tej sytuacji pozostaje cieszyć się, że niemal rzutem na taśmę grupa w tym składzie zdołała zarejestrować materiał na było nie było ich debiutancką płytę. W czterech utworach pojawia się głos Adamskiego. Tylko tyle dał radę zarejestrować bowiem już wtedy czuł się bardzo źle. Resztę obowiązków wokalnych przejął Leszek Duszyński.

Ivo Partizan pomimo przeciwności losu pozostawił nam w końcu jakiś namacalny ślad swej działalności. Polecam zatem nastawić uszu bo płyta z pewnością nie zasługuje na to by przejść obok niej obojętnie. To w końcu kawał historii naszej rodzimej muzyki, którą nie tylko warto znać, ale i warto pielęgnować ją w pamięci kolejnych pokoleń.  

 

Jakub Karczyński

03 listopada 2020

THE WOLFGANG PRESS "UNREMEMBERED REMEMBERED" (2020)



Gdyby komuś umkęła informacja o "nowej" płycie The Wolfgang Press, to spieszę donieść, że oto na rynku jest już album zatytułowany "Unremembered Remembered" (2020). Przy słowie nowa nie bez przyczyny pojawił się cudzysłów bowiem zawarte tu kompozycje to materiał archiwalny, a właściwie sześć niezrealizowanych utworów z lat 1995/1996. Fanom z pewnością oczy od razu zapłonęły żywym ogniem więc czym prędzej zachęcam do zapoznania się z jego zawartością. Nie są to jak możnaby przypuszczać jakieś popłuczyny mające na celu wyciągnąć kasę z kieszeni fanów. Te dwadzieścia cztery minuty z małym okładem to rzeczy zasługujące przynajmniej na uwagę, a już z pewnością warte tego by poświęcić im te niespełna pół godziny. Nagrania te można by określić mianem pogrobowców bowiem choć poczęte u schyłku działalności zespołu to narodziły się dopiero teraz. Jak widać okres inkubacji był w tym przypadku niezwykle długi. Zazwyczaj podchodzę bardzo sceptycznie do tego typu wydawnictw ponieważ rzeczy wygrzebane gdzieś z głębi szuflady rzadko kiedy są dobrej jakości tak technicznej jak i artystycznej. Radość z ich odkrywania jest więc żadna. Czasami jednak w tych szufladach znaleźć można rzeczy, które absolutnie nie zasługują na to by chować je przed światem. Tak jest i w tym przypadku. Wśród tych sześciu kompozycji jest przynajmniej jedna perła w postaci nagrania My Mother Told Me, które wwierca się w głowę tak mocno, że słyszę je z taką samą intensywnością kiedy budzę się rano i kiedy kładę się spać. Widzę tu duży potencjał singlowy, choć przecież doskonale wiemy, że żadna stacja i tak tego nie zagra, a co dopiero tu mówić o wylansowaniu przeboju. Nie te czasy, no i przede wszystkim nie ta muzyka. Dzisiaj na falach eteru rządzi zupełnie co innego, a w smartfonach młodzieży raczej także bym nie szukał nagrań The Wolfgang Press. Ucho nawykłe do mniej lub bardziej wulgarnego hip hopu raczej nie doceni subtelnej melancholii sączącej się z Miss H.I.V. A szkoda bo to naprawdę piękna kompozycja, którą żal pozostawiać na muzycznym marginesie. 

"Unremembered Remembered" to niezykle interesujące i barwne wydawnictwo, ciekawie uzupełniające dorobek grupy. Nie są to żadne odrzuty, dema z piwnicy czy wypłowiałe brudnopisy lecz profesjonalnie zrealizowany album, o czystym i selektywnym brzmieniu. Określam go mianem albumu choć nie do końca wiem jaki status ma to wydawnictwo. Patrząc na czas jego trwania można by pomyśleć, że to mini album, ale z drugiej strony powstają dziś przecież płyty, których długość oscyluje w podobnych ramach czasowych co "Unremembered Remembered". Kwestia owego statusu to rzecz drugorzędna bowiem jaki by on nie był to i tak wszystko rozbija się o muzyczną jakość tego wydawnictwa, a ta jest nad wyraz udana.

 

Jakub Karczyński