27 września 2013

MIEJSKIE MARZENIA O CISZY


Na płyty swoich ukochanych wykonawców czeka się z drżącym sercem. Odliczanie dni do premiery, obawa i zaciskanie kciuków za jak najlepszy album, to emocje znane miłośnikom muzyki nie od dziś. Kiedy jednak mija data premiery, a po albumie ni widu ni słychu, czas zakasać rękawy i wziąć sprawy w swoje ręce. I nie chodzi mi tu tylko o płytę The Mission, ale i mini album NFD, Clannad czy New Model Army. Dwa pierwsze tytuły zamówiłem już przez Amazona, a dwa kolejne postaram się upolować na naszym gruncie. New Model Army, niby pod skrzydłami rodzimego Mystica, ale chyba ktoś odpowiedzialny za dystrybucję dał sobie ostro w palnik i zapomniał porozsyłać płyty do sklepów. Clannad jak na razie dostępny w internetowym sklepie Rock-Serwis, a co z innymi sklepami? I jak tu być spokojnym i cieszyć się życiem jak na każdym kroku kłody pod nogi. Dobrze, że zaopatrzyłem się w nastrojową muzykę kojącą nerwy, a i herbata owocowa umila jakoś ten czas oczekiwania. Poza tym najwyższa pora wyciszyć emocje i wprowadzić się w stan odpowiedni do tej pory roku.

Pomimo że w kalendarzu króluje jesień, to wciąż możemy cieszyć oczy zielenią drzew. Co prawda w ich koronach pomału rozpoczyna się festiwal barw, ale na razie jeszcze dość nieśmiało. Zachęcam do spacerów póki pogoda na to pozwala, bo podglądanie natury to fascynująca rzecz. Z przyjemnością zamieszkałbym na prowincji by móc cieszyć się porami roku i przyrodą. Duże miasto poza wieloma niewątpliwymi zaletami ma jedną poważna wadę. Trudno tu żyć na zwolnionych obrotach. Wszechobecny pęd porywa nas w ten szaleńczy taniec czy tego chcemy czy nie. A przecież można żyć inaczej. Wyjechać poza miejskie obszary i zacząć układać sobie życie w ciszy, spokoju, zostawiając za plecami miejskie problemy. Uciec od nachalnego, miejskiego marketingu i pogoni za pieniędzmi. Ależ by było pięknie. Może kiedyś uda mi się to zrealizować. Tymczasem pora na popołudniową kawę, słuchanie radia i obserwację przemykających chmur po niebie. Lubię takie leniwe dni. Muzyka, czas i ja.

Jakub "Negative" Karczyński

20 września 2013

NIE ZASŁUGUJESZ NA NOWĄ PŁYTĘ THE MISSION


Dziś premiera nowej płyty grupy The Mission zatytułowanej "The Brightest Light". Po sześciu latach otrzymujemy kolejny rozdział misjonarskiej księgi. Możecie jednak darować sobie bieganie po polskich sklepach z płytami, bo jej tam najzwyczajniej nie znajdziecie. Dlaczego? Ano dlatego, że nikt nie podjął się dystrybuowania tejże płyty na naszym rynku. Dotychczas robiła to firma Mystic Productions, ale nie wiedzieć czemu, teraz tematu nie podjęła. Pozostaje nam poszukać płyty na zagranicznych serwisach aukcyjnych lub sklepach internetowych. Przykre to, ale czasami czuję się jak obywatel krajów Trzeciego Świata. Widać nie zasłużyłem na nową płytę The Mission. Fuck!

Jakub "Negative" Karczyński

13 września 2013

CISZA MALOWANA DŹWIĘKIEM

Z cyklu "Sen o ogrodach" - Ryszard Tyszkiewicz

Bywają dni, że człowiek zmęczony hałasem, ucieka w ciszę lub w spokojniejsze klimaty muzyczne. Zdarza mi się tak kilka razy do roku, a wtedy wyciągam z szafy muzykę filmową lub nastawiam II Program Polskiego Radia. Ostatnio jednak namiętnie powracam do albumów Pietera Nootena, byłego klawiszowca Clan Of Xymox. Jego solowa twórczość potrafi zauroczyć i wciągnąć bez reszty. Wystarczy przypomnieć album "Sleeps With The Fishes" (1987), nagrany do spółki z Michaelem Brookiem by poczuć siłę oddziaływania muzyki. Poza premierowym materiałem, znalazły się tam też nowe opracowania utworów Clan Of Xymox. Dlaczego? Jak wyjaśnia w jednym z wywiadów Pieter Nooten, pragnął nagrać te kompozycje nieco inaczej niż widział to Ronny Moorings, lider Clan Of Xymox. Poza tym, to Pieter był autorem tej muzyki, więc miał prawo do własnej interpretacji tych dźwięków. Powstała dzięki temu muzyka czarująca swoim nastrojem i urzekająca naturalnym pięknem. 

Niezwykły jest też album "Surround Us" (2012), którego słucham ostatnio najczęściej. Nie da się ukryć, że talentu do pięknych melodii Pieterowi nie brakuje, a pomysły wydają się wyskakiwać, niczym króliki z kapelusza. Sam twórca przyznaje, że przeżywa teraz swoją drugą kompozytorską młodość. Dowodzi tego choćby częstotliwość wydawania kolejnych albumów. Ledwo zdążyliśmy zapoznać się z płytą "Surround Us", a już otrzymaliśmy następcę w postaci dwupłytowego "Haven" (2013). Album jest pozbawiony warstwy wokalnej, przez co cała nasza uwaga skupiona jest na muzyce. Zazwyczaj nudzą mnie płyty instrumentalne, ale po wysłuchaniu kilku fragmentów tego albumu, jestem zainteresowany jego zakupem. Chyba właśnie takiej muzyki teraz mi potrzeba, która wyciszy i otuli melodiami jak ciepłym kocem. Idealne przywitanie zbliżającej się jesieni.

Jakub "Negative" Karczyński

05 września 2013

CLANNAD - PSYCHODELICZNA PODRÓŻ


Pamiętacie jeszcze te czasy, gdy muzykę poznawało się z kaset magnetofonowych? Postęp technologiczny jaki dokonał się w Polsce na przestrzeni ostatnich piętnastu lat, jest wprost niewyobrażalny. W latach dziewięćdziesiątych, nikt nie marzył o powszechnym dostępie do Internetu, o serwisach YouTube, MySpace czy Facebook. Telefony komórkowe widywało się co najwyżej przy paskach biznesmenów, a muzykę kupowało się w formie kaset. To one zdominowały rynek i dopiero wprowadzenie do sprzedaży płyt kompaktowych, zmieniło ten stan rzeczy. Nim to jednak się stało, świat muzyki zawarty był na taśmach magnetofonowych.


Pamiętam jak któregoś razu, będąc u znajomego, wyszperałem wśród jego kaset album "Crann Ull" (1980) irlandzkiej grupy Clannad. Zespół znany mi był do tego momentu, jedynie za sprawą płyty "Legend" (1984), która to stanowiła również ścieżkę dźwiękową, do kultowego serialu "Robin z Sherwood". Chcąc poznać także inne nagrania, poprosiłem o pożyczenie owej kasety. Słuchałem jej później w zaciemnionym pokoju, rozświetlonym tylko delikatnym światłem lampy naftowej. Muzyka na niej zawarta była czymś tak fantastycznym, że wyobraźnia pracowała na pełnych obrotach. Tajemnicze miejsca z jakże obcą roślinnością, wielkimi grzybniami wśród których chowają się mali mieszkańcy tego świata. Wszystko to spowite delikatną mgiełką i okraszone bogactwem psychodelicznych kolorów. Prawdziwy odlot bez środków psychotropowych. Te obrazy tak splotły mi się z owym albumem, że do dziś wracam do niego z niekłamaną przyjemnością, niczym Alicja do Krainy Czarów.


Gdy przed paroma laty, wypatrzyłem płytę kompaktową "Crann Ull", wiedziałem, że muszę ją mieć. Cena nie grała roli, bowiem możliwość odświeżenia wspomnień i powrót do tamtej krainy były czymś bezcennym. Lata mijały, dyskografia grupy Clannad rozszerzała się na mej półce, a ja wciąż najczęściej powracałem do płyt "Legend" oraz "Crann Ull".


W ostatnich tygodniach wybrałem się na przechadzkę po mieście. Pogoda wręcz zachęcała do spacerowania, więc czemu by nie skorzystać. Postanowiłem odwiedzić sklep z płytami i przewertować analogi. Po kilku chwilach, w moje ręce wpadły dwa albumy grupy Clannad, przyprawiając mnie o szybsze bicie serca. Najpierw natknąłem się na trzecią w dyskografii płytę "Dúlamán" (1976), a crème de la crème stanowił wspomniany już "Crann Ull". Niestety, nie byłem przygotowany na wydatek rzędu 75 złotych, więc po obejrzeniu obu płyt, opuściłem sklep. Nie dawały mi one jednak spokoju i wracałem do nich myślami co pewien czas. Zważywszy, że nie są to płyty tak często spotykane, tym większa nachodziła mnie na nie ochota. Udałem się tam po kilku dniach by odsłuchać owe winyle. Może będą w na tyle złym stanie, że nie warto będzie je nabywać - łudziłem się. Gdy przekroczyłem próg sklepu zobaczyłem, że jakiś klient właśnie je ogląda. Serce niemal stanęło mi w gardle, ale na moje szczęście trafiły one z powrotem do skrzyni. Czym prędzej grabnąłem obie płyty i poprosiłem o ich nastawienie. Grały bardzo ładnie, więc trzeba było podjąć decyzję. Teraz albo nigdy - pomyślałem. Gdy byłem już przekonany do zakupu, postanowiłem przyjąć strategię jak na arabskim bazarze. Tam negocjacje to wręcz obowiązek, a nie targując się, możesz nawet urazić sprzedawcę. Postanowiłem spróbować i ku mojej uciesze, udało się nieco obniżyć cenę. Zazwyczaj jednak tego nie robię, wiedząc w jak ciężkiej sytuacji są dziś sklepy z płytami. Wspierajmy więc je póki jeszcze istnieją, a targowanie niechaj będzie naszą ostatecznością.

Jakub "Negative" Karczyński