06 lutego 2018

ŚWIATŁA CORAZ MNIEJ

To będzie trudny rok dla "Czarnych słońc", których blask może być ledwo zauważalny. Postaram się jednak by żar, który od nich bije nie wygasł tak zupełnie. Wszystkiemu winien jest permanentny brak czasu, przez co bardzo trudno jest mi nie tylko sporządzać kolejne wpisy, ale i znaleźć chwilę na posłuchanie muzyki. Staram się więc wyłapywać wszystkie dogodne momenty by podtrzymywać ten żar. Być może wpisy będą krótsze, bardziej zwarte, ale dzięki temu uda się zachować dotychczasowe tempo. Czas pokaże.

Mniejsza aktywność na blogu nie oznacza, że przestałem trzymać rękę na muzycznym pulsie. Wciąż wynajduję ciekawe okazje i nabywam interesującą mnie muzykę. Przykładowo w ostatnim czasie dotarła do mnie paczka z antykwariatu muzycznego, wewnątrz której znajdowały się takie albumy jak choćby mind.in.a.box "Cross Roads" (2007), London After Midnight "Psycho Magnet" (1996), London After Midnight "Violent Acts Of Beauty" (2007) oraz The Cruxshadows "Wishfire" (2002). Mam nadzieję w niedalekiej przyszłości zapoznać się z ich zawartością i kto wie, być może napisać nawet jakąś recenzję. Antykwariaty to nie jedyne miejsca, w których szukam muzyki. Jak dobrze wiecie nabywam ją też w sklepach stacjonarnych, ale zdarza się też, że i na koncertach. Taka sytuacja zdarzyła się w ostatnim czasie nawet dwukrotnie.

Najpierw obejrzałem legendę naszej mrocznej sceny, zespół Made In Poland, który tylko utwierdził mnie w przekonaniu o swojej wielkości. Niecierpliwie więc czekam na ich nową płytę bowiem od wydania poprzedniej minęło już dostatecznie dużo czasu. Cieszy fakt, że wciąż są aktywni i nie chcą żyć wyłącznie z odcinania kuponów od swej dawnej sławy. Dzięki temu mamy szansę doczekać się kolejnego albumu, sygnowanego nazwą Made In Poland. Ich występ poprzedził koncert młodej, ale jakże interesującej grupy Lastryko. Byłem pod wrażeniem nie tylko ich umiejętności, ale i muzyki jaką tworzą. Stąd też nie trzeba było mnie specjalnie zachęcać do nabycia ich płyty, wszak trzeba wspierać młodych, interesujących twórców. Docenić należy też fakt, że w dobie wszechobecnego streamingu chce im się  jeszcze wydawać swoją muzykę w formie fizycznych nośników. Chylę przed nimi czoła.

Drugim koncertem na jakim dane mi było się pojawić to występ Drab Majesty. Widziałem ich już w akcji, o czym wspominałem na łamach "Czarnych słońc", ale nie mogłem przepuścić okazji by jeszcze raz zanurzyć się w tym dziwnym, mrocznym świecie. Poza tym była to doskonała okazja do uzupełnienia ich dyskografii jak i poszerzenia horyzontów muzycznych o twórczość Kaelan Mikla poprzedzających ich występ. Do dziś wzdrygam się na myśl o występie tych trzech dziewczyn bowiem muzyka jaką zaprezentowały była iście przerażająca i jeżąca włosy na ciele. Krzyk wokalistki niczym z najgorszych koszmarów. Sądząc po reakcji sporej części publiczności ich występ został przyjęty entuzjastycznie jednak na mnie nie zrobił, aż takiego wrażenia. Nie to, żeby był zły, ale obracam się w nieco innych odcieniach mroku. Z tej też przyczyny przyjąłem występ Drab Majesty z niezwyklym entuzjazmem choć zespół kazał dość długo na siebie czekać. Na szczęście zaprezentowali się równie wspaniale jak pół roku wcześniej grając ten swój syntezatorowy gotyk zanurzony w latach osiemdziesiątych z pełnym zaangażowaniem i przy szczelnie wypełnionej sali. Cieszy tak liczna frekwencja, widać jest zapotrzebowanie na tego typu dźwięki. I bardzo dobrze, bo przecież muzyka to nie tylko dźwięki mainstreamu lecz także całe spektrum brzmień upchniętych w ciasnych piwnicach undergroundu. Tylko od nas przecież zależy czym zaspokoimy swój muzyczny głód.

A jaka przyszłość przed "Czarnymi słońcami"? Póki co niepewna. Mam jednak nadzieję, że w dalszym ciągu będę mógł dzielić się z Wami swoimi odkryciami i pasją do muzyki, serca przecież do niej nie straciłem. Mało tego, wciąż mam w sobie pasję jaka towarzyszyła mi w dniu zakładania tego bloga więc nie sądzę, abym tak łatwo dał za wygraną. Poza tym mam jeszcze mnóstwo płyt, które chciałbym Wam zaprezentować i być może zainspirować Was do posłuchania tego czy innego albumu/wykonawcy. Wszak świat muzyki jest przebogaty, a tylko wychodząc poza swoją strefę komfortu jesteśmy w stanie dotrzeć do miejsc, do których być może nigdy sami byśmy nie dotarli. Stawiajmy więc śmiało kolejne kroki, choćby światła wokół było coraz mniej.

Jakub Karczyński

4 komentarze:

  1. Oj, jak miło że ktoś wspomina jeszcze przedstawicieli polskiej Zimnej Fali… Pamiętam, że bardzo długo towarzyszył mi utwór „Ja myślę” ze składanki „Jeszcze Młodsza Generacja.” Ma w sobie coś magnetyzującego, co nie pozwala zapomnieć. I te niesamowite, nie do podrobienia brzmienie gitary w tle. Takie przestrzenne… Chyba tylko „1984” mogli mi sprawić więcej wzruszenia i przyjemności w słuchaniu. Z kolei partia bębnów w „Obrazie we mgle” przywodzi na myśl dokonania wczesnego, dobrego The Cure… Można tylko żałować, że dorobek Made in Poland z lat 80’ jest w sumie tak skromny. Cóż, wtedy niełatwo było wydawać płyty. Pamięć to głównie niezapomniane koncerty, uzupełniane nielicznymi singlami czy udziałem w składankach. Ale chyba właśnie przez te trudności ta muzyka ma niesamowitą moc rażenia. Chyba jak wszyscy miłośnicy tej grupy mają na półce podwójny CD „Martwy kabaret” – bardzo ciekawe podsumowanie wczesnego okresu działalności.
    Kolego Jakubie, proszę o nie rezygnować z dalszego pisania na blogu. Tu nie będzie rewolucji :) Doskonale zdaję sobie sprawę, że przygotowanie sensownego tekstu wymaga czasu. Nawet taki wpis w dyskusji wymaga formy i pewnego zastanowienia. Pomimo trudności i braku czasu, niech ten płomień nadal płonie. Jeszcze tyle jest płyt do przesłuchania i do ciekawego opowiedzenia…
    Pozdrawiam serdecznie, Leszek

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Aż żal, że nie pozostało po Made In Poland więcej pamiątek muzyczny bo był (i w dalszym ciągu jest) to ważny zespół nie tylko dla zimnej fali, ale w ogóle dla polskiej muzyki. Dlatego też kibicuję im z całych sił, aby nagrali kolejny album bo z pewnością pomysłów im nie brakuje.
      "Martwy kabaret" to świetna pamiątka po dawnych czasach, żal tylko, że tak beznadziejnie wydany. Największym atutem poza muzyką jest bogata książeczka a właściwie mini książka będąca najdokładniejszą opowieścią o tym zespole.

      Nie myślę rezygnować z pisania bo w dalszym ciągu sprawia mi to przyjemność. Niestety nie wiem jak często będą pojawiać się nowe wpisy, ale zrobię co w mojej mocy, aby nie zaniedbać tego poletka. Serdecznie dziękuję za doping i mobilizację. A co do płyt, o których warto by napisać to jest ich całe morze a na horyzoncie co i rusz wzbierają nowe fale. Choćby "nowe" wydawnictwo od 1984. Rewolucji pewnie nie będzie (hehe), ale i tak niecierpliwie wyczekuję tej płyty. Pozdrawiam serdecznie Leszku.

      Usuń
  2. Przyznam, że z wielką niecierpliwością czekam na każdy Twój wpis drogi Jakubie. Jednak wiem jak to jest z brakiem czasu. Tym bardziej, gdy na świecie pojawia się latorośl. Przerabiałem to, też byłem matką ;-)
    Tak czy inaczej, wypatruję kolejnych wpisów, zdjęć, wspomnień i recenzji.
    Pozdrawiam cię serdecznie i całą Twoją Rodzinkę.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszy mnie to, bo i ja równie chętnie zaglądam na Twojego bloga. Jest on jednym z moich ulubionych więc pozwól, że pogratuluję Ci świetnego wyczucia pióra jak i interesujących płyt, które bardzo często za Twoją sprawą odkrywam także dla siebie. A co do bycia "matką", to wraz z narodzinami dziecka życie zmienia się diametralnie, ale nie zamieniłbym tych chwil za nic w świecie. Pozostaje mi wierzyć, że wygospodaruję też czas na prowadzenie bloga. Ponoć dla chcącego nic trudnego więc tej myśli będę się trzymał. Pozdrawiam Cię serdecznie Szymonie. Rodzinę rzecz jasna również :)

      Usuń