18 grudnia 2013

WSPOMNIEŃ CZAR

Wzorem ubiegłych lat, powracam w grudniu do słuchania starego rocka. Pod koniec roku takie archiwalia smakują mi bowiem najlepiej. Nie wiem czy to magia okresu świątecznego czy też mają na to wpływ inne czynniki. Zapewne niebagatelne znaczenie ma tu aspekt przemijania czasu, który pojawia się, wraz z ostatnimi kartkami w kalendarzu. Wracamy wtedy pamięcią do tego co było, analizujemy wydarzenia i ich konsekwencje, a także cofamy się do chwil, gdy trawa była zieleńsza, niebo błękitne, a życie prostsze. Grzebanie w przeszłości może być przyjemne, ale warto znać umiar by nie przesadzić z sentymentalizmem. Nie chcemy przecież nabawić się depresji, lecz miło spędzić czas żeglując po oceanach wspomnień.


Pierwszą podróż odbyłem wraz z niemiecką grupą Eloy, zgłębiając fabułę albumu "Power And The Passion" (1975). Główny bohater o imieniu Jamie, na skutek zażycia tajemniczych medykamentów, nieoczekiwanie przenosi się w czasie. Trafia do Paryża z roku 1358. Zdezorientowany całą tą sytuacją, próbuje znaleźć sposób, aby wrócić do swego świata. Z pomocą przychodzi mu dziewczyna o imieniu Jeanne, w której to zakochuje się nasz bohater. Ona także nie jest wolna od problemów, więc jednoczą siły by stawić czoła przeciwnościom. Co z tego wynika i jak kończy się ta opowieść nie zdradzę. Zainteresowanych odsyłam do tekstów dołączonych do płyty. Nie jest to może dzieło zasługujące na literackiego Nobla, niemniej umili wieczór niczym dobra nowelka. Warto docenić starania grupy, bowiem w dzisiejszych czasach mało komu chce się tworzyć fabuły pobudzające wyobraźnię słuchacza.


Wkrótce czeka mnie kolejna wyprawa. Tym razem do Anglii, którą to rządził Henryk VIII z dynastii Tudorów. Historia jego burzliwych rządów, a zwłaszcza perypetie ze swymi sześcioma żonami, zostały odmalowane w 1973 roku przez Ricka Wakemana na albumie "Six Wives Of Henry VIII". Henryk nie był dobrym mężem. Z dwiema żonami się rozwiódł, dwie ściął, a jedna umarła przy porodzie. Całe szczęście, że król zmarł w 1547 roku, bo kto wie jaki los czekałby jego ostatnią żonę.

Fragmenty "Sześciu żon ..." w wersji koncertowej, usłyszałem jakiś czas temu w audycji "Nawiedzone studio". Spodobała mi się na tyle, żeby zanotować w pamięci jej tytuł i charakter muzyki. Lata mijały, a wspomnienie o sześciu żonach, wciąż pozostawało żywe. Czemu tak długo zwlekałem z zakupem tego albumu nie wiem, ale postanowiłem już dłużej nie czekać. Zważywszy, że wersja koncertowa okazała się niezwykle tania, to w ramach zadośćuczynienia nabyłem także płytę studyjną. Czekam teraz z niecierpliwością na chwilę, gdy będę mógł zanurzyć się w dźwiękach i fabule tego dzieła. Zaręczam, że pięknych momentów nie brakuje, a czas spędzony w towarzystwie tych sześciu dam nie będzie czasem straconym. Kto nie wierzy, niech sam się przekona, wstępując na dwór Henryka VIII. Uważajcie jednak na głowę. Przy takiej muzyce można ją stracić.

Jakub Karczyński

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz