Ostatnie liście kurczowo trzymają się gałęzi, niczym tonący kawałka drewna. Ich czas jest już jednak policzony. Wkrótce porywisty wiatr uniesie je gdzieś w dal i zakończą swój żywot przysypane warstwą białego śniegu. Ten zaokienny widok nie nastraja zbyt optymistycznie, ale za to doskonale pasuje do dźwięków jakie wydobywają się z głośników. Ostatnio żona zapytała mnie dlaczego słucham takiej przygnębiającej muzyki. Nie da się jednoznacznie odpowiedzieć na to pytanie. Zrozumieć potrafią to ci, którzy rozkochani są w prozie rozkładu jaką uprawia choćby Andrzej Stasiuk czy inni autorzy widzący piękno tam, gdzie reszta dostrzega tylko brzydotę. Kto wie, może to jakieś piętno Czarnobyla, które wdarło się w duszę i za cholerę nie chce stamtąd wyjść.
Zapewne to ono kazało mi zakupić trzecią płytę australijskiej grupy Ikon, którą to niezwykle sobie cenię. "This Quiet Earth" (1998) to dość rzadki tytuł, który pomniejsza lukę wśród mojej dyskografii tego zespołu. Można go oczywiście kupić, choćby na brytyjskim Amazonie, ale trzeba liczyć się z wydatkiem rzędu 110 zł. Mnie udało się go nabyć za połowę tej ceny, z czego ogromnie się cieszę. Takie okazje nie zdarzają się często, ale jednak się zdarzają. Teraz pozostało mi zapolować na albumy "On The Edge Of Forever" (2001), "Destroying The World To Save It" (2005) oraz "Love, Hate And Sorrow" (2009). Na szczęście te płyty są już w bardziej przystępnych cenach. Jeżeli ktoś z czytających tego bloga je posiada i jest gothowy się z nimi rozstać, to chętnie przygarnę je do swojego płytowego królestwa.
Ikon to jedna z ciekawszych grup tworzących muzykę mroku w latach dziewięćdziesiątych. Można w niej odnaleźć najróżniejsze inspirację od Joy Division poprzez The Cure, a skończywszy na Clan Of Xymox. Ich muzyka pomimo mroku, charakteryzuje się dużą melodyjnością, która jest jednym z największych atutów tej grupy. Piękne, nastrojowe melodie urzekną wszystkich tych dla których melancholia w muzyce jest wartością nadrzędną. Ich płyta "Flowers For The Gathering" (1996) to jedna z najpiękniejszych rzeczy osadzonych w tradycji muzyki gotyckiej, do której powracam z największą przyjemnością. Jeżeli chcielibyście rozpocząć podróż z grupą Ikon, to polecam sięgnąć właśnie po ten album.
Szkoda, że dziś już ze świecą szukać takich grup. Próbowałem swego czasu polubić grupę Pride And Fall, ale do dziś dnia nie przekonuje mnie ona w stu procentach. Nie zmienił tego nawet nowy album "Of Lust And Disire"(2013). Wciąż w tej muzyce jak dla mnie za dużo dark wave, a za mało klimatu i świetnych melodii. Moje ucho z całego tego mrocznego jadłospisu wyłowiło tylko jeden utwór warty konsumpcji (Passionate Pain), dlatego też zdecydowanie częściej będę wracał do płyt grupy Ikon, niż do dorobku Pride And Fall. Nie stawiam na nich jednak krzyżyka, licząc na to, że kiedyś wyrwą się z szuflady z napisem dark wave i zaskoczą czymś naprawdę godnym uwagi.
Jakub Karczyński