08 listopada 2013

CLAN OF XYMOX - BREAKING POINT (2006)


Kiedy przed siedmioma laty, przystępowałem do słuchania albumu "Breaking Point" (2006), nie dawałem mu jakiś specjalnych szans na to, że może mnie zainteresować, a co dopiero zaskoczyć. Mając w pamięci dyskotekowe ciągoty Ronny'ego Mooringsa, czekałem na kolejną podróż do jakiejś niemieckiej dyskoteki, gdzie ludzie bawią się w rytm elektro czy techno. 

Moje obawy potwierdził już pierwszy utwór na płycie. Po wysłuchaniu Weak In My Knees nie miałem ochoty kontynuować tej podróży. Nie odważyłem się jednak wcisnąć przycisku stop. Nie wiem czy uczyniła to jakaś ręka opatrznościowa czy może sprawił to szacunek do wczesnych dokonań zespołu. Po przebrnięciu przez toporny wstęp, złe wrażenie zdawało się rozpływać z każdym dźwiękiem niczym poranna mgła. W Calling You Out i She's Dangerous nadal wyczuwalna jest dyskotekowa konwencja, ale nie brzmi to już tak kwadratowo i można w końcu zacząć czerpać przyjemność ze słuchania tej muzyki. Poza dynamicznymi utworami z typowym nowoczesnym brzmieniem, Clan Of Xymox przygotował też coś dla fanów ceniących sobie to bardziej zadumane oblicze zespołu. Utwory pokroju Eternally czy We Never Learn czarują klimatem melancholii i przemijania. Tu już robi się magicznie. Momentami czuć nawet atmosferę z płyt Fields Of The Nephilim, jak choćby w początkowych sekundach We Never Learn. Brawo panie Moorings. Takie inspiracje są jak najbardziej na miejscu. O równym poziomie materiału niechaj świadczy mój kłopot ze wskazaniem na najmocniejszy punkt tej płyty, bowiem każdy numer czymś urzeka. Zespół dobrze wyważył proporcję między melancholią a swym bardziej dynamicznym obliczem, dzięki czemu powstała naprawdę udana płyta. Udowodnił tym samym, że potrafi sprawnie poruszać się między tymi dwiema konwencjami. Po niezbyt udanym albumie "Farewell" (2003), zespół postanowił zredukować nieco toporną, dyskotekową elektronikę i postawić bardziej na klimat. Powrócił do gotyckich brzmień, przyprawionych elektroniką i znów czaruje jak za dawnych lat. Słuchając takiego Pandora's Box można popuścić wodze wyobraźni i dać się ponieść nastrojowi. Tego właśnie oczekuję od tej holenderskiej grupy. Proszę więc pamiętać panie Moorings, że każda z waszych płyt to coś na kształt wizytówki. Drukujcie je więc na papierze najlepszej jakości, tak jak robiliście to w rozkwicie lat osiemdziesiątych (Clan Of Xymox (1985), "Medusa" (1986). Wypuszczając podrzędne ksera psujecie tylko swoją legendę i wizerunek. Droga obrana na "Breaking Point" okazała się bardzo dobrym wyborem i wierzę w to, że nadchodzący album ujmy im nie przyniesie. Przekonamy się o tym już w lutym, kiedy to Clan Of Xymox zaprezentuje następcę płyty "Darkest Hour".

W oczekiwaniu na nowe dźwięki, polecam nastawić sobie album "Breaking Point", bo to muzyka nad wyraz interesująca i warta posłuchania. Na pewno jest to jeden z najjaśniejszych punktów, stworzony po reaktywacji zespołu w 1997 roku. Po tylu latach działalności, Clan Of Xymox ma ten komfort, że nie musi już nic nikomu udowadniać. Swoją wartość potwierdzili przecież dawno temu, nagrywając dwie pierwsze płyty. Teraz muszą zadbać o to by nie zepsuć swej legendy. Płytą "Breaking Point" nakreślili nadzieję na lepsze jutro, bowiem muzyka w końcu przestała irytować, a znów zaczęła intrygować.

Jakub Karczyński

3 komentarze:

  1. Panie Jakubie,może wypadało by coś wspomnieć o najnowszej płycie NEW MODEL ARMY, a nie grzebać w przeszłości?

    OdpowiedzUsuń
  2. Po wysłuchaniu kilku utworów z nowej płyty New Model Army, mój entuzjazm i zapał uległ nagłemu wystudzeniu. Z tej też przyczyny nie kwapiłem się z nabyciem tego albumu. Postaram się wkrótce zmienić ten stan rzeczy i jak już się go nasłucham, to na pewno skrobnę kilka słów od siebie.

    OdpowiedzUsuń
  3. Jak dla mnie ostatni "słuchalny" krążek Xymoxów. O ile te elektroniczne wycieczki z "Notes from the Underground" czy zwłaszcza "Farewell" bardzo mi odpowiadały, tak "In Love We Trust" i "Darkest Hour" już mnie odrzuciły, a tragiczna kolekcja coverów z zeszłego roku była już tylko gwoździem do trumny. Na przyszłoroczny krążek jakoś się nie nastawiam...

    OdpowiedzUsuń