Ostatnimi czasy zostałem wręcz przysypany płytami, o czym wspominałem już w "Kuchni pełnej niespodzianek". Nie brak pośród nich nowości, ale są i rzeczy, które ukazały się już przed laty. W tym gąszczu tytułów najtrudniej zdobyć czas na przesłuchanie tego wszystkiego. Doba niestety z gumy nie jest, a i spać kiedyś trzeba. Zanim zajmę się recenzowaniem owych tytułów, chciałbym powrócić do krążków, które zdążyły już utrwalić się w mej pamięci. Na pierwszy ogień idzie grupa Killing Joke ...
KILLING JOKE "ABSOLUTE DISSENT" (2010)
Nigdy nie ukrywałem swojego uwielbienia i oddania w stosunku do grupy Killing Joke. Na każdy kolejny album czekam z wielką niecierpliwością, bo kto jak kto, ale ten zespół potrafi zaskoczyć. Swym ostatnim dziełem, udowodnili to nad wyraz dobrze. Chyba nikt nie przypuszczał, że Killing Joke zagra jeszcze w oryginalnym składzie, znanym z debiutanckiej płyty. Co więcej, ci muzyczni weterani mieli jeszcze na tyle sił, by stworzyć nowy album. "Absolute Dissent" dowodzi, że grupa wciąż jest w doskonałej formie, a ich pokłady kreatywności zdają się być niewyczerpane. Powrót do post punkowych korzeni, to krok w dobrym kierunku, gdyż pozwoliło to grupie zdefiniować się na nowo. Powróciła pierwotna energia, surowość brzmienia, a przede wszystkim wrócił duch walki, którego zabrakło na ich poprzedniej płycie. Szkoda tylko, że brzmienie i produkcja pozostawia co nieco do życzenia. Niemniej nastawcie uszu, bo Killing Joke to klasa sama w sobie.
ocena: 7/10
KILLING JOKE "LIVE AT THE HAMMERSMITH APOLLO" (2011)
Po fantastycznym, ubiegłorocznym albumie, nie potrzebowałem specjalnej zachęty, by sięgnąć po "Live At Hammersmith Apollo". Już trzypłytowa forma dzieła, wystarczająco rozpalała wyobraźnię. Okazuje się jednak, że czasem warto powstrzymać się od nadmiernej ekscytacji. Pierwsza z płyt, już na dzień dobry ostudziła moje emocje. Wszystko to przez słabą dyspozycję Jaz'a Colemana, który śpiewa tu chwilami jakby od niechcenia, bez specjalnego zaangażowania i energii. Czasem mam wrażenie, że celowo odsuwa mikrofon, by ukryć swą niedyspozycję. Na szczęście forma wraca wraz z płytą numer dwa i trzy. Tutaj jest już o wiele lepiej, dzięki czemu możemy się w końcu wczuć w atmosferę koncertu. Jeśli chodzi o repertuar, to grupa bazuje głównie na materiale z "Absolute Dissent". Wraca także do początków swej kariery, sięgając po utwory z płyt "Killing Joke" (1980), "What's This For?" (1981), a także przypomina po jednym nagraniu z albumów "Pandemonium" (1994) oraz "Killing Joke" z 2003 roku.
Koncert z Hammersmith Apollo zadowoli przede wszystkim fanów post punkowego wcielenia grupy. W głównej mierze to do takich osób adresowany jest ten album. Starzy fani pamiętający początki kariery zespołu, powinni być zadowoleni z doboru materiału jak i jego formy. Pomimo mankamentów o jakich wspomniałem, warto zapoznać się z tą płytą, choćby dlatego by przekonać się jak brzmi Killing Joke w 2011 roku.
ocena: 6,5/10
Jakub "Negative" Karczyński
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz