10 czerwca 2024

NOWY W RODZINIE


Po trzech tygodniach oczekiwania na wiadomość z serwisu moja cierpliwość w końcu się wyczerpała. Podjąłem więc decyzję o zakupie nowego sprzętu bo ile można żyć bez muzyki. Padło na Denona Ceol N12 czyli najnowszą odsłonę tego kultowego amplitunera. Myślę, że był to dobry wybór, zważywszy na fakt, że w stosunku do poprzednika dokonano kilku ważnych zmian jakimi są: złącze HDMI ARC, wyjście analogowe RCA, pełnowymiarowe zakręcane terminale obsługujące grubsze przewody jak i tak zwane kable bananowe. Nowy Ceol posiada też wejścia phono wraz ze specjalnym zaciskiem do uziemienia dedykowanym do przewodów RCA oraz wbudowany przedwzmacniacz dzięki czemu z łatwością możemy podłączyć do niego również gramofon. Cieszy mnie też to, że sprzęt ten pozwala słuchać radia internetowego dzięki czemu mogę odciążyć nieco mój telefon od tego obowiązku. Na tym zakończmy kwestie techniczne, bo "Czarne słońca" to nie blog dla audiofilii lecz dla miłośników muzyki. 

By sprawdzić możliwości nowego sprzętu przetestowałem kilka albumów lecz bezkonkurencyjnym okazał się "Nonetheless" (2024), który uwydatnił mi wszystkie ważne aspekty dźwiękowe. Poza tym to naprawdę świetna płyta, którą to Pet Shop Boys udowadniają, że w tej grze są po prostu mistrzami. Pięknie brzmieniowo jak i merytorycznie prezentuje się także nowe wydawnictwo grupy The Cassandra Complex, ale o tym wspominałem już w poprzednim wpisie. Teraz mogę jednak doświadczyć tego na domowym stereo. Wrażenia niesamowite. Wspaniale zrealizowany materiał, który brzmi klarownie i dynamicznie. Słuchanie takich płyt to prawdziwa przyjemność. Mam nadzieję, że nowa płyta The Cure jeśli już się łaskawie ukaże też będzie zrealizowana na tak wysokim poziomie bo nie ukrywam, że produkcja "4:13 Dream" (2008) wołała o pomstę do nieba. 

Jak widzicie, nowy odtwarzacz został od razu zaprzęgnięty do pracy i mam nadzieję, że będzie służył mi tak dobrze jak mój nieodżałowany Panasonic SC-PM41. Aktualnie zgłębiam zawartość albumu "Exodus" (2024), będącego najnowszym wydawnictwem Clan Of Xymox. Słucha się go naprawdę dobrze, ale początkowo miałem jakieś takie poczucie delikatnego zawodu względem poprzednika. Płyta "Limbo" (2021) dość wysoko zawiesiła poprzeczkę, której chyba tym razem nie udało się dosięgnąć. Nie myślcie sobie jednak, że "Exodus" to ekspresowy zjazd po równi pochyłej bo tak absolutnie nie jest. Clan Of Xymox wciąż trzyma dość wysoki poziom więc śmiało mogę zarekomendować to wydawnictwo. Aby uczciwie ją ocenić warto dać tej płycie czas by spokojnie mogła osadzić się w głowie. Nie ma co ferować wyroków po kilku przesłuchaniach ani bezmyślnie powielać cudzych opinii. Zaufajcie swoim uszom, zdajcie się na swój gust, a przede wszystkim dajcie sobie czas na spokojną lekturę tejże płyty. Myślę, że album ten będzie zyskiwał z każdym kolejnym przesłuchaniem.

Na koniec niniejszego wpisu pochwalę się jeszcze pewną zdobyczą płytową, która to wkrótce trafi do mych rąk. Jako człowiek ciekawy nowych dźwięków, postanowiłem spenetrować nieznany mi obszar foniczny. Nazwa zespołu przewijała mi się co jakiś czas na horyzoncie lecz nigdy na tyle blisko by sprawdzić cóż też kryje się pod szyldem 23 Skidoo. Pamiętam, że czytałem o grupie w książce Simona Reynoldsa "Podrzyj, wyrzuć, zacznij jeszcze raz. Post Punk 1978 - 1984". Była ona bohaterem jednego z rozdziału niemniej słowa rzadko kiedy potrafią odmalować w głowie człowieka dźwięki stąd też dopiero teraz będę mógł skonfrontować swoje wyobrażenie, z tym co faktycznie zawarte jest na płycie "Seven Songs" (1982). Traf chciał, że w zasobach pewnego antykwariatu pojawił się ten właśnie album więc postanowiłem zaryzykować. Cena nie była zbyt wygórowana więc dałem się namówić. Czekam więc niecierpliwie za przesyłką, która powinna na dniach zaszczycić me progi. Tymczasem wracam zapełniać przestrzeń innymi dźwiękami bo jak wiadomo pokój nie lubi ciszy.  


Jakub Karczyński    

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz