"Exodus" daje nam odpowiednio dużo przestrzeni do refleksji nad stanem świata. Muzyka zawarta na płycie jest w większości niespieszna i odmalowana w zdecydowanie ciemnych barwach choć uważny słuchacz odnajdzie tu także promyki nadziei. Stonowane refleksy muzycznej melancholii bynajmniej nie oznaczają, że wieje tu nudą. Niestety i z takimi opiniami zetknąłem się w przestrzeni internetowej lecz sądzę, że można je w większości złożyć na karb zbytniego pośpiechu towarzyszącemu przesłuchaniu płyty. Może być też i tak, że każdy z nas szuka w muzyce Clan Of Xymox czegoś zupełnie innego. To co dla jednego jest nudne, dla kogoś innego może być kwintesencją piękna i melancholii. Nie ma w tym nic dziwnego. Różnimy się jako ludzie w kwestii poglądów, odbierania sztuki wizualnej więc dlaczego mielibyśmy mieć wszyscy takie samo zdanie w sprawie muzyki? Sam na początku byłem tym albumem dość mocno rozczarowany. Wydawał mi się co najwyżej dobry i nie za bardzo wierzyłem w to, że zmienię na jego temat zdanie. Wystarczyło jednak spędzić z tą płytą nieco więcej czasu by ujrzeć ją w zupełnie innym świetle. Jak powszechnie wiadomo pośpiech bywa złym doradcą więc nie warto się na niego zdawać. Wracając jednak do najnowszej płyty Clan Of Xymox warto zaznaczyć, że jest to już osiemnaste wydawnictwo zespołu. Przy tak rozbudowanym katalogu nie trudno o znużenie i powtarzalność. Ciężko też dokonywać jakiś stylistycznych wolt bo każde odstępstwo od reguły może skończyć się nałożeniem ekskomuniki przez najwierniejszych fanów. Nie lubię, gdy zespół staje się zakładnikiem własnych odbiorców. Wolę, gdy podąża ścieżką, którą sam obiera, a nie tą, którą wyznaczają mu słuchacze. Na szczęście Clan Of Xymox tworzy muzykę pod swoje własne dyktando, nie oglądając się na niczyje oczekiwania.
Czego zatem możecie spodziewać się jeśli sięgniecie po "Exodus"? Przede wszystkim materiału, który jest jednorodny stylistycznie, a przy okazji jego dawka jest idealnie dostosowana do stopnia skupiania naszej uwagi. Album zamyka się w czterdziestu pięciu minutach, dzięki czemu nie przytłacza on słuchacza nadmiarem dźwięków. Sama nazwa albumu choć odnosi się do opuszczenia Egiptu przez plemiona hebrajskie, tym razem kieruje naszą uwagę na ludność Ukrainy, która zmuszona została do opuszczenia swego kraju. Ten masowy napływ ludności do krajów europejskich nie umknął uwadze Ronny'ego Mooringsa. Czegoś takiego ludność naszego kontynentu nie doświadczyła od czasów II wojny światowej. Nic więc dziwnego, że muzyka zawarta na tej płycie jest dość ponura i melancholijna. Na szczęście mamy tu też i odstępstwa od tej reguły, o czym zaświadczają te nieco żywsze fragmenty muzyczne w postaci nagrań Blood Of Christ, X-Odus, I Always Feel The Same oraz Once Upon A Time. Są to też jedne z najjaśniejszych punktów tej płyty, do których to powracam zdecydowanie najczęściej. Na wyróżnienie z pewnością zasługują także i te bardziej minorowe kompozycje spośród których największe wrażenie zrobiły na mnie The Afterglow oraz We Are Who We Are. Zanurzone w oparach melancholii, oplatają niekiedy słuchacza swymi mackami tak mocno, że aż brak tchu. I pomyśleć, że jeszcze niedawno nie dawałem tej płycie większych szans. Jak widać pierwsze wrażenia bywają niekiedy zwodnicze.
"Exodus" to płyta, która ma tyluż zwolenników co i przeciwników. Zanim jednak zapiszemy się do jednego z obozów dajmy tej płycie szansę. Kluczowym elementem jest tutaj czas, który jej poświęcimy. Nie mniej ważne jest też skupienie jak i wprawne ucho, które dotrze do tych nieco głębszych warstw dźwiękowych. Dopiero wtedy możemy pokusić się o rzetelną ocenę tego albumu, który w mojej opinii jest jednym z najciekawszych wydawnictw jakie Clan Of Xymox zaprezentowało nam na przestrzeni ostatnich lat. Wracam do niego raz za razem i coś czuję, że nie jest to tylko chwilowe zauroczenie lecz zaczątek czegoś dużo poważniejszego.
Jakub Karczyński
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz