28 kwietnia 2020

PRZESŁUCHANIE 12

Wracamy do cyklu "Przesłuchanie", gdzie skrótowo staram się opisywać płyty, którym warto poświęcić swój czas. Nie zabraknie tu też przestróg i anty rekomendacji. Pamiętajcie jednak, że wszystko to przefiltrowane jest przez mój gust więc nie radzę podchodzić do tego nazbyt serio. Każdemu z nas podoba się przecież co innego, stąd też żadna recenzja nigdy nie będzie w pełni obiektywna. Jeśli takowej byśmy oczekiwali, to musielibyśmy przystać na to, że koncentrowałaby się ona tylko na walorach czysto technicznych, a przecież nie o to chodzi w muzyce. Nudzą mnie wszelakie opisy sprzętów, technik i tym podobne bzdety. Dla mnie liczy się efekt końcowy oraz to czy wzbudza on we mnie jakieś emocje. Bez tego jednego składnika, cały czar pryska. Muzyka wszak to przede wszystkim emocje, bez których pozostaje ona zbiorem mniej lub bardziej poprawnie zestawionych dźwięków.

Jeśli już przy emocjach jesteśmy to któż może o nich więcej wiedzieć niż grupa U2. Przed Wami jej ostatnie jak do tej pory dzieło.

U2 "SONGS OF EXPERIENCE" (2017)

  
Tego zespołu nie ma potrzeby przedstawiać. Słyszał o nim nawet prezes Kaczyński, a to już o czymś świadczy. Podobnie jak jemu także im na przestrzeni całej swej kariery, udało się zgromadzić pokaźną liczbę zwolenników, ale też i wielu zagorzałych przeciwników.

"Songs Of Experience" choć przyozdobiony zdjęciem nawiązującym do ich najlepszych tradycji okładkowych z początków kariery (patrz: "Boy" (1980), "War" (1983), raczej nie ma szans by do nich dołączyć. Zdjęcie choć piękne, jest zbyt wystudiowane, a przez to sztuczne i niewiarygodne. Także w muzyce próżno szukać dawnej surowości. To już nie te czasy. Dziś U2 stoi w nieco innym miejscu. Nie oznacza to jednak, że to złe miejsce. Po tylu latach kariery, po tylu nagranych płytach mogliby osiąść na laurach i nagrywać wariacje na temat "The Joshua Tree" (1987) lub "Achtung Baby" (1991). Szanuję ich jednak za to, że tego nie zrobili.

"Songs Of Experience" to brat bliźniak albumu "Songs Of Innocence" (2014). Łączy je nie tylko podobny tytuł, ale i identyczne motywy muzyczne, które pojawiają się na obu płytach. W każdym z tych przypadków dają jednak inny plon. Siłą jak i słabością tego albumu jest jego różnorodność. Z jednej strony trudno nudzić się podczas słuchania "Songs Of Experience", ale z drugiej, trudno odnaleźć tu wspólny mianownik dla wszystkich tych kompozycji. Na dodatek album nie jest wolny od ewidentnych potknięć w rodzaju Get Out Of Your Own Way czy The Showman (Little More Better). Pozbycie się tego balastu wyszłoby tej płycie tylko na dobre. Na szczęście są to tylko niewielkie skazy na tym materiale choć uwierają niczym kamień w bucie. Jaka więc jest ta płyta? Zaskakująco dobra. Powiem więcej, bardzo dobra jak na zespół z tak długim stażem. Może nie ma tutaj hitów na miarę One czy Where The Streets Have No Name, ale za takie Light Of Home, Summer Of Love, Landlady czy perłę w rodzaju Red Flag Day warto choćby oddać pokłon grupie. Piszę to z pozycji kogoś kto nigdy nie był fanem U2, ale zawsze życzliwie spoglądał na ich dokonania. Tym bardziej cieszy mnie fakt, że wciąż potrafią tworzyć intrygujące płyty, do których chce się wracać jak do fragmentów ulubionej książki. Polecam wnikliwie przestudiować.

7/10

Jakub Karczyński
  

2 komentarze:

  1. Dasz wiarę że mamy zakolejkowany post o U2? Ale na szczęście o innej płycie... Jednak osobiście uważam że po Unforgettable Fire coś poszło nie tak i to już nie jest taka muzyka jak kiedyś. Może jednak, skoro polecasz, warto spróbować?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To dobrze się składa, bo właśnie mam fazę na ich muzykę więc idealnie się wstrzlicie z tym tematem. W przypadku U2 też wolę ich pierwsze albumy, ale nie przekreślam tego co robili później. Mają na tyle zróżnicowaną dyskografię, że każdy powinien coś w niej dla siebie znaleźć. Różnorodność jest w tym przypadku atutem bowiem w przeciwnym wypadku zamiast się rozwijać grupa dreptałaby w miejscu, a przecież nie o to chodzi. Dlatego też warto słuchać muzyki bez uprzedzeń, dać szansę grupie na rozwój, a to czy odpowiada nam kierunek w jakim podąża zespół to już indywidualna kwestia.

      Usuń