09 listopada 2014

ZLOT BIAŁYCH KRUKÓW


Gdy wszyscy ochoczo przerzucają się na winyle, ja uparcie trwam przy kompaktach, które wciąż stanowią podstawę mojej kolekcji. Po co wciąż inwestuję w ten niemodny nośnik, który większość odesłała już do lamusa? Czy to przejaw nadmiernego przywiązania do nośnika, czy może nowa hipsteriada? Nic z tych rzeczy. Ja o prostu lubię kompakty i nie wstydzę się do tego przyznać. Dziś, gdy paradowanie w koszulce z napisem "I love vinyl" to przejaw dobrego smaku i moda, która jeszcze pięć lat temu skwitowana byłaby postukaniem się w głowę i pobłażliwym uśmiechem. Kto wie, może za parę lat, płyta CD również dostąpi rehabilitacji i nastąpi renesans jej popularności. Póki co musimy nasłuchać się jaki to kompakt jest beznadziejny, przyjąć jeszcze kilkadziesiąt ton błota by po latach znów z sentymentem wrócić do srebrnego krążka. Na szczęście nie zawracam sobie głowy modami, trendami, bo szkoda mi czasu na takie pierdoły. Lubię to co lubię i tego się trzymam. Aż chciałoby się zawtórować za Peterem Gabrielem (ex Genesis) I know what I like and I like what I know.

Tak jak już kiedyś pisałem, zbieranie płyt, to pasja, która nie ma końca. Zawsze znajdzie się coś co chciałoby się mieć. Powody bywają różne. Jedni lubią gromadzić albumy, które pamiętają z lat swojej młodości, inni przeszukują archiwa w poszukiwaniu nieznanych grup, aby poszerzyć swoje horyzonty. Ja preferuję bardziej ten drugi model, bo w młodości nie słuchałem niczego nadzwyczajnego. Odkrywanie grup z lat osiemdziesiątych lub początku lat dziewięćdziesiątych, to zabawa, która wciąż dostarcza mi wiele radości. Gdy przed laty znajomy zasugerował mi, abym zapoznał się z płytą All About Eve "Scarlet And Other Stories" (1989), nie sądziłem, że tak bardzo wciągnie mnie ta muzyka. Przez pewien czas bezskutecznie starałem się ją zdobyć na kompakcie. Znalazłem ją dopiero w brytyjskim sklepie internetowym i to w niewiarygodnie niskiej cenie. Kupiłem więc i dla znajomego, który polecił mi ten album, bo jemu również marzyła się wersja kompaktowa. W kolejnych latach zdobyłem z większym lub mniejszym trudem ich debiutancki album oraz trzecią w dyskografii "Touched By Jesus" (1991). Do kompletu brakowało mi już tylko "Ultraviolet" (1992). Lata mijały, a płyty jakoś nie udawało się pozyskać. W ostatnich tygodniach zintensyfikowałem poszukiwania i w końcu upolowałem moją zdobycz. Tak jak w przypadku "Scarlet And Other Stories", musiała ona przybyć ze Zjednoczonego Królestwa Wielkiej Brytanii by stanąć obok trzech pozostałych. Wciąż tylko brak czasu na uważne jej posłuchanie, bo kolejka do odtwarzacza jest tak wielka jak kolejki w PRL-u.

Najwięcej jednak radości sprawiło mi pozyskanie płyty Cassandra Complex "The War Against Sleep" (1992), która dziś jest sporym unikatem. Na szczęście nie wszyscy chyba sobie z tego zdają sprawę, skoro udało mi się kupić, aż dwa egzemplarze, każdy po 30 zł. Na ebay'u trzeba przemnożyć tę kwotę razy trzy. Oczywiście zdarzają się złote strzały, ale trzeba być cierpliwym i wyczekiwać dogodnej okazji. Mniejsza o pieniądze, bo nie one są tu najważniejsze. Muzyka zawarta na albumie "The War Against Sleep" potrafi zniewolić i zmusić do zapętlania pojedynczych utworów, a nawet całej płyty. Trudno jest mi dziś zliczyć ile razy powracałem do nagrania She Loves Me, które zawładnęło mną na dobrych kilka tygodni. Jeśli macie gdzieś w swych zbiorach ten album, to polecam przypomnieć sobie jego zawartość. Nie warto skazywać tak genialnej muzyki na zapomnienie, a tym bardziej pozbywać się jej z prywatnej płytoteki. U mnie znajdzie zaszczytne miejsce gdzieś obok płyt Danse Society, The Church, Gene Loves Jezebel i Echo & The Bunnymen. Cieszę się, że kolejne białe kruki zlatują się do mojej kolekcji radując mą duszę swym mrocznym śpiewem.

Jakub Karczyński

2 komentarze:

  1. Ja się kieruję zasadą. Jeżeli płyta w studiu była w zamysle nagrywana by wydana została na winylu to wolę winyla. Jeżeli od razu wiadomo, że nośnik podstawowy będzie płytą cd - wolę cd. Dlaczego ? Nieczęsto wydając jakiś materiał producent tworzy osobny remastering pod analoga i osobny pod cd. Każdy nośnik ma swoje wady i zalety. Obróbkę dźwięku dostosowuje się pod nośnik i jego możliwości. Z uwagi na to, że ostatnie moje lata to głównie muzyka z lat 80tych to i sporo winyli u mnie. Nie wyobrażam sobie za to słuchania z winyla najnowszych albumów np. Pendragon...Sporo rezerwy mam też do nowych wydawnictw tzw. wznowień, choć akurat The Beatles - ok - to im wyszło...

    OdpowiedzUsuń
  2. Grunt to nie dać się zwariować. Czasami odnoszę wrażenie, że pogoń za jakością dźwięku jest ważniejsza od samej muzyki. A przecież to ona powinna stanowić ten najważniejszy składnik. Jakość dźwięku jest ważna, ale nie przeceniałbym jego znaczenia.

    OdpowiedzUsuń