11 sierpnia 2013

FIELDS OF THE NEPHILIM - SZLAK GŁÓWNY I POBOCZA - część II

Powracamy do przerwanego wątku z dnia 2 czerwca 2013 roku, dotyczącego grup stworzonych przez byłych członków Fields Of The Nephilim oraz The Nephilim. Wkraczamy w nowe millenium, obfitujące w interesujące wydawnictwa i projekty. Szczegóły poniżej.

Last Rites

Wraz z wejściem w nowe stulecie, nastąpiło przebudzenie ze snu byłych muzyków Fields Of The Nephilim. Na przestrzeni dziesięciu lat powołano do życia, aż trzy nowe grupy, a także odkurzono stary szyld. Pierwsi sztandar podnieśli panowie Nod Wright, Paul Wright, Bob Ahern i James Quinn, którzy stworzyli zespół Last Rites. Połączyli oni gotycką stylistykę z muzyką industrialną. Efekt w postaci "Guided By Light" (2001) jest zaskakująco dobry i odświeżający formułę gotyckiego grania. Nie brak tu rytmów wprawiających w swoisty trans, ale i typowych zagrań charakterystycznych dla Fields Of The Nephilim.

Jeśli już o tej legendarnej kapeli mowa, to także ona powróciła z niebytu, choć chyba nie o taki powrót chodziło. Płyta "Fallen" (2002) nad którą prace rozpoczęły się w 1998 roku, miała być powrotem w wielkim stylu. Oprócz McCoy'a w tworzenie materiału zaangażowany był także Tony Pettitt. Niestety, tempo prac było tak powolne, a data premiery co rusz przesuwana w czasie, że wytwórnia Jungle Records ostatecznie straciła cierpliwość. Bez zgody Carla McCoy'a, postanowiła wydać to co zostało już zarejestrowane. Odbiło się to nie tylko na stosunkach z liderem, ale i na jakości materiału. Płytę "Fallen" wypełniły surowe wersje utworów, żeby nie powiedzieć szkice. Z całego albumu dopracowane były tylko dwa singlowe utwory - From The Fire oraz One More Nightmare (Trees Come Down AD). Tylko tyle i aż tyle. Na więcej trzeba było poczekać jeszcze trzy lata. 

Tymczasem w 2004 roku zmaterializował się zespół NFD, który to skrót należy odczytywać jako Noise For Destruction. W szeregach grupy znaleźli się Peter White, Simon Rippin, Tony Pettitt, Chris Milden oraz Stephen Carey. W tym składzie zarejestrowali trzy albumy, które to stanowią ważny wkład w muzykę malowaną barwami mroku. Debiutancki album "No Love Lost" (2004) może nie był jeszcze tym na co stać ten zespół, ale już tutaj pojawiły się przebłyski talentu. Mocne, dynamiczne dźwięki odwołujące się zarówno do grania spod znaku Sensorium jak i The Nephilim. Nie brak tu i spokojniejszych fragmentów jak choćby Hold On To The Life czy Lost Souls (Still I Remain), będący prawdziwą ozdobą tej bardzo solidnej lecz nie wybitnej płyty. Warto również zwrócić uwagę na utwór zamykający, w którym to słychać echa macierzystej formacji Tony'ego Pettitta. Czyżby odezwała się tęsknota?


Po czterech latach oczekiwań pojawił się drugi album The Last Rites, zatytułowany "The Many Forms" (2005). Niestety trudno mi się wypowiadać na temat tego wydawnictwa, ponieważ go nie posiadam. Album jest bardzo trudny do zdobycia i chyba wręcz wyparował z rynku. Nie dysponuje nim ani Amazon, ani eBay. Jedyna możliwość zapoznania się z jego zawartością to You Tube. Wysłuchawszy kilku fragmentów mogę napisać, że materiał nieco się różni od debiutanckiego. Zamiast transu i brzmień industrialnych słychać tu elektroniczne wstawki, tworzące klimat i wprowadzające pewien niepokój. Na bardziej szczegółowe oceny przyjdzie czas, gdy uda zdobyć mi się ten album.

Największym zaskoczeniem 2005 roku, okazał się album "Mourning Sun", który to przywrócił do życia szyld Fields Of The Nephilim. Nie bez powodu posłużyłem się tu słowem szyld, bowiem z oryginalnego składu pozostał tylko Carl McCoy. Reszta muzyków określona jest tajemniczo jako The Nephilim. Wyjątek stanowi bezimienny 'Capachino' Carter odpowiedzialny za bębny, gitary i bas. Czyżby ciężar stworzenia tego albumu spoczywał tylko na barkach tego duetu? Jakakolwiek jest odpowiedź, trzeba przyznać, że "Mourning Sun" to dzieło nad wyraz udane. Tak mocnego powrotu chyba nikt się nie spodziewał. Owszem, nie wszystkim przypadły te dźwięki do gustu, ale to już nie mój problem. Tylko głuchy nie padłby na kolana przed takimi utworami jak New Gold Dawn, czy fenomenalnymi wręcz kompozycjami jak She oraz Mourning Sun. Płyta okazała się być niezwykle przemyślana, wypełniona znakomitymi dźwiękami, a do tego brzmiąca naprawdę potężnie i przestrzennie. Melancholia i mrok aż rozrywają człowiekowi serce. Wielki szaman powrócił w pięknym stylu i pokazał kto tu naprawdę rozdaje karty. Na takie albumy można czekać i piętnaście lat, bo tyle dokładnie upłynęło od czasu wydania płyty "Elizium".

Na odpowiedź nie trzeba było długo czekać. Drugi krążek NFD zatytułowany "Dead Pool Rising" (2006), okazał się być niezwykle interesujący i bijący na głowę debiut sprzed pięciu lat. Dopracowany pod względem muzycznym, nie zawierał właściwie ani jednego zbędnego nagrania. Każde czymś przyciąga i intryguje, dlatego też nie podaję tytułów konkretnych utworów, bo cały album trzyma wysoki poziom. Jest to moja ulubiona płyta NFD, do której powracam z największą przyjemnością i którą serdecznie polecam.


Zaledwie dwa lata później na rynku pojawił się kolejny album NFD. Płyta "Deeper Visions" (2008) wygląda bardziej na mini album, niż na pełnoprawny krążek i tak też jest zaklasyfikowany. Zawiera sześć premierowych utworów oraz dwa remiksy. Poza tym mamy dostęp do kilku klipów, które jeszcze bardziej podnoszą wartość tego wydawnictwa. A jak prezentuje się sama muzyka? Już otwierające nagranie nie pozostawia wątpliwości, że pomysły się panom nie wyczerpały. Dynamiczny i przebojowy When The Sun Dies to wręcz wymarzony początek albumu, ale i swego rodzaju przekleństwo. Trudno bowiem uniknąć rozczarowań, gdy reszta płyty nie trzyma równie wysokiego poziomu. Na szczęście jest tu jeszcze kilka mocnych fragmentów jak choćby The Unforgiven czy Senses Alive, które ratują zespół przed tego typu pułapką. Finał w postaci Never Let This Die rozwiewa wszystkie wątpliwości i zaostrza apetyt na kolejne albumy. Czy się doczekamy? Trudno powiedzieć.

Sytuację pokomplikował fakt powołania do życia kolejnej grupy, a w zasadzie chyba projektu. Trzon zespołu stanowi Tony Pettitt oraz Steven Carey, a składu dopełniają prawdziwe gwiazdy mrocznego grania. Wymienię tylko Julianne Regan (ex All About Eve), Monicę Richards (Faith And The Muse), Petera Yates (ex Fields Of The Nephilim), Paula i Noda Wright (ex Fields Of The Nephilim, Last Rites) a to przecież zaledwie część projektu The Eden House. Nazwiska robią wrażenie, ale nie są gwarancją stworzenia materiału godnego ich pozycji. Jaka jest więc płyta "Smoke & Mirrors" (2009), stworzona przez ten zacny dwór? Nad wyraz udana, emocjonalna i trafiająca w serce. Trudno przejść obojętnie obok takich dźwięków jak All My Love, a już szczególnie wielkie wrażenie robi utwór Fire For You. Klasa sama w sobie, o jakiej wielu może tylko pomarzyć. Kwintesencja piękna zamknięta w dziesięciu zróżnicowanych, ale jakże pięknych nagraniach. Czego więcej chcieć? Fantastyczny album dla każdego, kto posiada serce na właściwym miejscu. Romantycy wszystkich krajów łączcie się. 
W oczekiwaniu na kolejny album, grupa przygotowała dwa mini albumy. Pierwszy z coverami - "The Looking Glass" (2010) oraz drugi - "Timeflows" (2012), na którym znalazło się pięć premierowych nagrań. W 2013 roku pojawił się wreszcie drugi album zatytułowany "Half-Life". O jego zawartości poinformuję, gdy przesyłka trafi w moje ręce. 

Kończymy już opowieść o krętych drogach Nephilimów. Mam nadzieję, że udało mi się rzucić trochę światła na historię grup i projektów powiązanych z grupą Fields Of The Nephilim oraz The Nephilim. Jak widać karty są sukcesywnie zapisywane, więc w przyszłości możemy spodziewać się kolejnych pięknych albumów tworzących następne rozdziały tejże księgi. Polecam nadstawić ucha, aby nic nie umknęło naszej uwadze.


Jakub "Negative" Karczyński

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz