Dzięki Internetowi świat stał się globalną wioską. Tę banalną sentencję, możemy wyczytać nie tylko w socjologicznych książkach, ale i przekonać się o tym na własnej skórze. To co wydawało się nam odległe i nieosiągalne, za sprawą sieci, stało się dostępne na wyciągnięcie ręki. Przekonuję się o tym, ilekroć odbieram przesyłki z Wielkiej Brytanii, Stanów Zjednoczonych czy innych odległych zakątków świata. Gdyby nie Internet, zapewne moja płytoteka byłaby o wiele uboższa, bo przecież pewne tytuły w naszym kraju zwyczajnie nie występują bądź nie są wznawiane. Oczywiście, w dobie mp3-ójek wszystko można ściągnąć i pozyskać, ale co to za przyjemność. Jakoś nie potrafię zrozumieć wszystkich tych ludzi, dla których muzyka sprowadza się do wirtualnego pliku. Ktoś powie, że muzyka powinna bronić się sama, że nie potrzebuje żadnych ozdobników czy nawet formy fizycznej. Poniekąd można się z tym zgodzić, ale w całym tym postępie technologicznym gubimy coś naprawdę ważnego. Zanika pewna aura niesamowitości, magii, swoiste rytuały, a przede wszystkim pasja. Wiedzą o tym wszyscy ci, którzy posiadają w swych domach adaptery, na których to odsłuchują bądź odsłuchiwali płyty winylowe. Pomijam oczywiście wszystkich tych DJ-ów, dla których winyl istnieje tylko po to by go zniszczyć, tworząc przy jego współudziale scratche. I choć zapewniają oni o swej miłości do winyla, to sądzę, że ta miłość jest jakaś chora i wypaczona by nie rzec patologiczna. Jedyne co udało się tym współczesnym barbarzyńcom, to wskrzesić nośnik winylowy, którym szpanuje się teraz na imprezach. O wiele gorzej przedstawia się sytuacja płyt kompaktowych, których los wydaje się przesądzony. Coraz mniej osób decyduje się na zakup srebrnych krążków, choć jeszcze w latach dziewięćdziesiątych panowało istne szaleństwo na ich punkcie. Ceny oczywiście do najniższych nie należały i w dalszym ciągu nie należą, choć sprzedaż leci na łeb na szyję. Dziwi ten upór wielkich koncernów, które jakby egzystowały w zupełnie innych realiach. Jeżeli nie zdecydują się na obniżkę cen, to jest niemal pewne, że pójdą z torbami. Nie trzeba być specjalistą od marketingu, by dostrzec widmo katastrofy, wystarczy rozejrzeć się po swoich znajomych. Ilu z nich kupuje jeszcze płyty? Osobiście znam tylko dwie osoby, które zbierają płyty i czerpią z nich autentyczną przyjemność. Wszyscy inni zadowalają się mp3-kami, bądź wystarcza im muzyka z youtube’a. Zastanawiam się tylko nad jednym. Do czego takie osoby będą miały sentyment, bo przecież nie do mp3-ójek, do których nikt nie przywiązuje większej wagi. Wszystko wydaje się być teraz jednorazowe, a pasja kolekcjonowania i zdobywania białych kruków odleciała gdzieś w siną dal.
Jakub „Negative” Karczyński
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz