W 2003 roku na naszym rynku pojawiła się płyta „Specjalny rodzaj kontrastu” firmowana nazwą 1984, która to przypominała ten jakże zasłużony dla zimnej fali zespół. Cztery lata później otrzymaliśmy „4891” firmowany tym samym szyldem. I choć z oryginalnego składu pozostał tylko Piotr Liszcz, który przejął funkcję wokalisty po charyzmatycznym Pawle Tauterze, to sama muzyka nie uległa jakimś wielkim przeobrażeniom. Owszem, słychać tu większy wpływ elektroniki, za którą odpowiedzialny jest mózg Agressivy 69 – Robert Tuta, ale wciąż da się tu wyczuć ten chłód tak specyficzny dla cold wave.
Szkoda tylko, że nie zdobyto się na większą różnorodność, gdyż utwory wydają się do siebie bliźniaczo podobne. Jeśli nie poświęcimy im dostatecznej uwagi, wtedy przemkną one przez nasze uszy, nie pozostawiając choćby jednego motywu w pamięci. Materiał ten jest dość wymagający, więc nie zniechęcajcie się zbyt szybko. Panowie stawiają raczej na budowanie klimatu, wprowadzanie słuchacza w trans, niż na lansowanie przebojów. Gdyby jednak spróbować wskazać najjaśniejsze punkty płyty, to zdecydowałbym się postawić na ozdobiony dźwiękami gitary akustycznej – „2007” oraz na utwór finałowy z przepiękną linią melodyczną – „Człowiek”. Do tych nagrań powracam zdecydowania najczęściej. Gdy w tym ostatnim Liszcz śpiewa: „W głębokim kosmosie, w próżni wyciągam ręce, a oni w czasie snu, podają mi jedzenie i tlen”, to aż ciarki przechodzą po plecach. Samoistnie nasuwają się najbardziej przerażające wizje kosmosu, niczym te z obrazów H.R. Gigera.
Dobrze się stało, że zdecydowano się reaktywować 1984. Nowe oblicze grupy wywiązało się bardzo dobrze, z zadania jakie przed sobą postawili. Musieli zmierzyć się z legendą tej nazwy i nie przynieść jej wstydu. Najbardziej jednak cieszy nadzieja jaką przynieśli ze sobą. Nadzieja na kolejne płyty.
Szkoda tylko, że nie zdobyto się na większą różnorodność, gdyż utwory wydają się do siebie bliźniaczo podobne. Jeśli nie poświęcimy im dostatecznej uwagi, wtedy przemkną one przez nasze uszy, nie pozostawiając choćby jednego motywu w pamięci. Materiał ten jest dość wymagający, więc nie zniechęcajcie się zbyt szybko. Panowie stawiają raczej na budowanie klimatu, wprowadzanie słuchacza w trans, niż na lansowanie przebojów. Gdyby jednak spróbować wskazać najjaśniejsze punkty płyty, to zdecydowałbym się postawić na ozdobiony dźwiękami gitary akustycznej – „2007” oraz na utwór finałowy z przepiękną linią melodyczną – „Człowiek”. Do tych nagrań powracam zdecydowania najczęściej. Gdy w tym ostatnim Liszcz śpiewa: „W głębokim kosmosie, w próżni wyciągam ręce, a oni w czasie snu, podają mi jedzenie i tlen”, to aż ciarki przechodzą po plecach. Samoistnie nasuwają się najbardziej przerażające wizje kosmosu, niczym te z obrazów H.R. Gigera.
Dobrze się stało, że zdecydowano się reaktywować 1984. Nowe oblicze grupy wywiązało się bardzo dobrze, z zadania jakie przed sobą postawili. Musieli zmierzyć się z legendą tej nazwy i nie przynieść jej wstydu. Najbardziej jednak cieszy nadzieja jaką przynieśli ze sobą. Nadzieja na kolejne płyty.
Jakub "Negative" Karczyński
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz