Mija właśnie trzeci dzień grudnia. Do końca roku pozostały już niespełna cztery tygodnie. Zanim świąteczny duch porwie nas do tańca, warto przypomnieć sobie najpiękniejsze płyty 2011 roku. Nie będzie to jednak podsumowanie roku. Na takowe przyjdzie jeszcze czas. Poza tym, jak uczy doświadczenie minionych lat, także na finiszu zdarzają się fantastyczne premiery. Póki co, nakreślę kilka tytułów, które warto wziąć pod uwagę przy tegorocznym podsumowaniu. Kolejność nie ma tu żadnego znaczenia, więc proszę nie przywiązywać do niej uwagi.
In The Nursery "Blind Sound"
Zasłyszana późną nocą na falach radiowego eteru. Wystarczyły dwa utwory bym niecierpliwie wyczekiwał dnia premiery. Czy było warto? Jeszcze jak. Mroczne orkiestracje pełne majestatu i powagi, powinny przypaść do gustu nie tylko fanom wytwórni 4AD, ale także miłośnikom muzyki filmowej.
Soror Dolorosa "Blind Scenes"
Dawno nie słyszałem tak dojrzałego debiutu. To o takie grupy powinna bić się wytwórnia 4AD, zamiast rozmieniać swą legendę na drobne. Soror Dolorosa ma szansę na zapisanie się w historii muzyki, naprawdę pięknymi zgłoskami. Podejrzewam, że listę inspiracji otwiera grupa The Cure. Grunt to dobry punkt odniesienia.
Clan Of Xymox „Darkest Hour”
Nowoczesne brzmienia nie służą grupie Clan Of Xymox. Zdecydowanie lepiej wypada, gdy nawiązuje do własnego stylu z początków kariery. Szkoda, że Ronny Moorings jeszcze tego nie zrozumiał. „Darkest Hour” znów balansuje na granicy dwóch światów, choć więcej tu starych, klasycznych klimatów, dzięki czemu płyty słucha się naprawdę przyjemnie.
Duran Duran „All You Need Is Now”
Chyba mało kto wierzył, że ten zespół stać jeszcze na nagranie czegoś na miarę dokonań sprzed lat. W końcu odbili się od dna i poszybowali naprawdę wysoko. Oby następne płyty trzymały tak wysoki poziom, bo kolejnej szansy chyba już nie dostaną.
Jakub "Negative" Karczyński
P.S. Tym razem do zilustrowania tekstu posłużyłem się obrazem zatytułowanym "Ofelia", autorem, której jest John Everett Millais (1829-1896) - brytyjski malarz i ilustrator.