14 grudnia 2011

PRZESŁUCHANIE 04

Gdybym miał wskazać swoją ulubioną dekadę muzyczną, bez wahania wybrałbym lata osiemdziesiąte. Znienawidzone, odsądzane od czci, dały nam mnóstwo pięknej muzyki, która w dalszym ciągu robi niesamowite wrażenie. W pamięci ogółu zapisała się ona jako dekada kiczu, plastiku i dyskotek, ale taki obraz to tylko część prawdy. Nie zapominajmy o tym, że to także czas takich grup jak Bauhaus, Joy Division, The Smiths, The Cure, Clan Of Xymox, Gene Loves Jezebel czy choćby nurtu new romantic z Duran Duran na czele. Poza tymi gigantami tworzyli też i nieco mniej znani artyści. Przykładem na to niechaj będzie poniższa płyta.

CLAIRE HAMILL "LOVE IN THE AFTERNOON" 
(1988)


 Ileż to pięknych płyt skazanych jest na zapomnienie? Chyba nie sposób udzielić odpowiedzi na to pytanie. Jedną z nich, jest krążek "Love In The Afternoon" Claire Hamill. Ta zmysłowa muzyka, subtelnie wkrada się do serc słuchaczy i nie pozwala o sobie zapomnieć. Idealnie sprawdzi się zarówno przy ponurym, deszczowym dniu, jak i w ciepłe, słoneczne popołudnie. Dźwięki zawarte na płycie wprowadzają w dobry nastrój, choć sama muzyka jest raczej tajemnicza, marzycielska i romantyczna. Trudno ją do czegokolwiek przyrównać, bowiem wymyka się ona łatwym klasyfikacjom. Gdzieniegdzie pobrzmiewają echa twórczości Kate Bush, ale to raczej luźne skojarzenia, z którymi nie każdy musi się zgadzać. Siła tej muzyki jest na tyle wielka, że od kilku dni nie mogę się od niej uwolnić. Wracam do niej jak do ulubionej książki, by odkrywać nowe tropy i tajemnice. Dźwięki zawarte na tym krążku nieodzownie kojarzą mi się z powieścią „Wichrowe Wzgórza” Emily Bronte. Nie wiem czy to za sprawą specyficznego klimatu, czy też może ze względu na skojarzenia z Kate Bush. Odpowiedź nieważna, liczy się przecież tylko muzyka, a ta jest najwyższej próby.

ocena: 10/10
Jakub „Negative” Karczyński
   

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz