24 lipca 2024

CHERRY 2000

 

Jestem miłośnikiem niskobudżetowych filmów science fiction, których to popularność przypadała na czasy, gdy podstawowym nośnikiem obrazów była kaseta VHS. Jeżeli wychowywaliście się w latach dziewięćdziesiątych to z pewnością pamiętacie wypożyczalnie kaset, które to atakowały nas rozmaitymi okładkami filmów. Nie zliczę ilości czasu jaki spędziłem w takich wypożyczalniach chłonąc te obrazy. Do dziś pamiętam niektóre tytuły jak choćby "Nocna szychta 2" (1988), "Reanimator" (1985), "Candyman" (1992), "Martwica Mózgu" (1992), "Robot Jox" (1989) czy "Ambulans" (1990). Okładki te niesamowicie pobudzały wyobraźnie i zachęcały do tego by zagłębić się w ich fabułę. W domu też miałem swoją kolekcję kaset, za którą to stał tata. To dzięki niemu miałem okazję poznać nie tylko wszystkie części "Akademii Policyjnej", ale także takie niezapomniane hity jak "Moto diabły" (1989) [uwielbiałem], "Atomowy glina" (1980) [marzę o ponownym seansie] czy pierwszy Bond jakiego widziałem w swoim życiu ["Szpieg, który mnie kochał" (1977)]. Kasety te, były skrupulatnie przez kogoś opisane na maszynie więc poza tytułem można było się dowiedzieć z którego roku to film i z jakiego gatunku. Ułatwiało to z pewnością sprawę potencjalnym nabywcom, którzy najczęściej brali te filmy w ciemno. Nasza kolekcja była przechowywana w pięknych pudełkach, które to ozdabiały okładki przeróżnych filmów. Po latach większość tych kadrów uleciała z mej pamięci, ale jedna z nich tkwi tam do dziś dnia. Na pierwszym planie widnieje rudowłosa piękność, która dzierży w ręce granatnik. Wszystko to okraszone jest obrazami, które jako żywo przypominają szalonego Maxa. Film ten zatytułowany był "Cherry 2000" (1987) i dopiero niedawno dane mi było go obejrzeć. Spodziewałem się jakiegoś kiepskiego filmidła bazującego na popularności "Mad Maxa", a tym czasem okazało się, że to całkiem dobre kino. Mało tego, w głównej roli obsadzono Melanie Griffith, która zniewala nie tylko urodą, ale także potrafiła stworzyć interesującą postać. Świetnie się ją ogląda, tak jak i ten film, który co tu dużo mówić sprawił mi wiele radości. Szkoda, że nie można go kupić w polskiej wersji językowej w formie DVD lub Blu-ray, bo chętnie wszedłbym w jego posiadanie. Może ktoś kiedyś wpadnie na pomysł by wydać go na naszym rynku jak miało to miejsce z filmem "Hardware" (1990). Nie był to z pewnością hit sprzedażowy, ale zapewne ucieszył wiele osób, które to marzyły by wymienić swoje wyeksploatowane kasety VHS na DVD. "Cherry 2000" też pewnie rozszedłby się w mikroskopijnym nakładzie więc chętnych na jego wydanie raczej nie będzie, no chyba, że pomysł ten zakiełkuje w głowie jakiegoś szaleńca, dla którego zysk finansowy nie jest czynnikiem aż tak ważnym. Wiem, marzenia ściętej głowy, ale jeśli istnieje choć promyk nadziei to będę się go trzymać.


Jakub Karczyński


05 lipca 2024

WYCIERACZKI


Nie każdy potrafi przewidywać przyszłość. Ja potrafię. No może nie tak jak robił to Nostradamus, ale wiem, że w godzinach dopołudniowych będę siedział na swej granatowej kanapie i zasłuchiwał się płytami "The Circle" (1988) oraz "Silver Sail" (1993) nagranymi przez Wipers. Udało mi się je zdobyć przed kilkoma dniami z czego jestem bardzo rad. W ten oto sposób moja kolekcja płyt tej szacownej kapeli liczy już pięć pozycji. Brakuje mi więc już tylko czterech pozycji by zgromadzić ich cały studyjny dorobek. Nie będzie to prosta sprawa, ale gdyby w życiu wszystko przychodziło nam bez trudu, to straciłoby ono sens. Cenimy rzeczy rzadkie, unikatowe, niepowtarzalne. Kolekcjonujemy wspomnienia, przedmioty i chwile. Im coś bardziej wyjątkowego, tym większą przypisujemy temu wartość. Tak samo jest z płytami. Kupując stare, unikatowe albumy, stajemy się posiadaczami wydawnictw, które nie tylko zyskują na wartości, ale i oferują emocje jakich nie dostarczają nam bardziej powszechne płyty. W całej tej zabawie nie można zapominać o muzyce, wszak ona jest tutaj najważniejsza niemniej czasem i ona schodzi na drugi plan. Dzieje się tak, gdy zamarzy nam się zgromadzenie pełnej dyskografii danego artysty, w którego katalogu oprócz płyt wybitnych są też i te bardzo dobre, przeciętne jak i słabe. Ktoś mógłby spytać po co wydawać pieniądze na kiepskie płyty? Czy warto? To zależy. Jeśli jesteś kolekcjonerem płyt i lubisz mieć kompletne dyskografie, to niejako jest to twój obowiązek. Jeżeli jednak zbierasz tylko albumy, które ci się podobają, to rzecz jasna nie będziesz trwonił pieniędzy na coś co będzie zbierało tylko kurz na półce. Osobiście preferuję kompletowanie pełnych dyskografii zespołów, które zwyczajnie coś w mym życiu znaczą. W takich sytuacjach nie mam problemu by sięgać i zgłębiać także te mniej popularne albumy. Niejednokrotnie zdarzyło się przecież i tak, że polubiłem takie płyty. Mało tego, wracam czasem do nich częściej niż do tych najwybitniejszych dzieł. Warunkiem jest jednak to by album miał w sobie jakiś pierwiastek, który człowieka frapuje i przyciąga niczym magnes. 

Dobiega mnie właśnie sygnał powiadomienia, że oczekiwana paczka została dostarczona do wskazanego paczkomatu. Czas więc zrobić przerwę w pisaniu bo przecież płyty nie lubią przebywać zbyt długo w zamknięciu. Jeszcze mi się klaustrofobii nabawią więc pędzę je czym prędzej ratować.

Paczka zapakowana bardzo solidnie, płyty zabezpieczone jak należy. Szybki rzut oka na stan poligrafii i krążków pozwala poczuć mi pełnie satysfakcji. Co ciekawe, owe albumy nie kosztowały mnie miliona monet bowiem za każde zapłaciłem poniżej 70 zł, a dodajmy, że nie są to wznowienia lecz pierwsze edycje. Te jak wiadomo mają większą wartość kolekcjonerską, ale i pozwalają także lepiej poczuć ducha tamtych czasów. Nie pozostało mi więc nic innego jak zasiąść na granatowej kanapie i wypełnić przepowiednię nim wybije południe.


Jakub Karczyński