Na początku grudnia do Poznania zawitała grupa Crime & The City Solution. Był to jeden z dwóch występów w naszym kraju więc tym bardziej warto było się wybrać. Od razu zaznaczę, że twórczość tej grupy znam dość pobieżnie. Przed laty trafiła mi się płyta "The Bride Ship"(1989), ale jakoś nie zaskarbiła ona mojego serca i powędrowała w świat. Jednakże gdy pojawiła się informacja o rzeczonym koncercie to stwierdziłem, że może to być jedyna okazja by przekonać się o walorach tej muzyki w przestrzeni klubowej. Zakupiłem więc bilet i wyczekiwałem koncertu. Klub "2 Progi" mieści w dawnym hotelu "Polonez" więc stając w jego progach poczułem się nieco jakby czas cofnął się o cztery dekady. Na szczęście wnętrze samego klubu sprawia już dużo lepsze wrażenie. Duża sala mogła pomieścić gdzieś tak na oko koło 1000 do 1500 osób. W głębi mieściły się boksy z kanapami, a pod ścianą znajdował się bar, gdzie spragnieni mogli ugasić pragnienie. Tego dnia sala świeciła niemal pustkami bowiem nazwa Crime & The City Solution przyciągnęła do klubu zaledwie czterdzieści osób. Był to więc występ dla jednostek wtajemniczonych w muzyczne arkana. Zespół przybył do Poznania by promować swój najnowszy album zatytułowany "The Killer" (2023), z którego to zaprezentował cztery fragmenty. Jeśli mnie pamięć nie myli to pojawiły się takie nagrania jak River Of God, Brave Hearted Woman, Peace Is My Time oraz kompozycja tytułowa. Zespół pomimo marnej frekwencji nie tracił pogody ducha jak i dobrej, scenicznej energii dając nam okazję by zanurzyć się w ich muzycznym świecie. Nie jest to może najradośniejsza kraina, ale piękno sztuki ponoć najlepiej wykuwa się z cierpienia i mroku ludzkiej duszy. Cieszę się, że dotarłem tego wieczora na ich występ choćby po to by posłuchać utworu All Must Be Love, który to szczególnie sobie upodobałem. Kompozycja ta rozpoczyna każdy koncert i była jedną z trzech, które to reprezentowały album "Shine" (1988). Pozostałe dwie to Home Is Far From Here oraz On Every Train (Grain Will Bear Grain). Analiza wcześniejszych jak i późniejszych setlist pokazuje wyraźnie, że są one do siebie niemal bliźniaczo podobne więc nie ma zbytniego sensu jeździć za zespołem od miasta do miasta. Wszędzie otrzymamy tę samą strawę muzyczną. Koncert nie był może zbyt długi, ale sądzę, że nikt nie opuszczał klubu z poczuciem rozczarowania. Owszem, można było pokręcić nosem na brak tego czy innego utworu, ale weźmy pod uwagę fakt, że jest to trasa promująca płytę "The Killer". Po dziesięciu latach posuchy myślę, że każdy fan z przyjemnością nastawił się na odbiór nowych dźwięków. Poza tym był to doskonały moment by zapoznać się z nowych składem zespołu, który jak na moje ucho wywiązuje się ze swych obowiązków niezwykle solidnie. Gwoli formalności dodam tylko, że ze starego składu pozostali Bronwyn Adams, która to czarowała nas tego wieczora grą na skrzypcach oraz Simon Bonney, nawigujący tą łajbą od 1977 roku. Cieszmy się że wciąż mają w sobie chęci i energię by tworzyć i koncertować. Korzystajmy więc z możliwości zobaczenia ich na żywo bo kto wie kiedy nadarzy się kolejna taka okazja.
Jakub Karczyński
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz