12 czerwca 2023

ECSTASY


Ile znacie zespołów, których nazwa zaczyna się na od litery x? Ja kojarzę tylko dwa. Pierwszym z nich jest niemiecka grupa X-mal Deutschland, która to chyba jeszcze nie pojawiła się na łamach "Czarnych słońc", za co serdecznie przepraszam bo jej dorobek ze wszech miar wart jest tego by Wam go zaprezentować. Gdyby nie ten zespół, kto wie czy powstałby nasz rodzimy Closterkeller, który to był pod jego silnym wpływem. Najlepszym dowodem jest artystyczne imię Anji zapisywane tak na cześć Anji Huwe, która to w zespole pełniła rolę wokalistki. Drugą grupą, którą to odkryłem stosunkowo niedawno jest zespół XTC (czyt. ecstasy). Ten niesamowicie utalnentowany zespół, znalazł się w strefie mojego zainteresowania za sprawą wywiadu, którego w 2021 roku udzielił mi Andy Clegg. Wśród swoich inspiracji z lat osiemdziesiątych poza takimi grupami jak Buzzcocks, The Chills czy The Stranglers, wskazał także i XTC. Musiało upłynąć nieco wody w Warcie, zanim zagłębiłem się w ich dorobek. Rozpocząłem od płyt "Black Sea" (1980) oraz "Mummer" (1983), o których to w przestrzeni internetowej pisano nad wyraz ciepło. Przy okazji liznąłem co nieco historii zespołu, aby przygotować grunt pod muzykę. Miałem więc świadomość tego, że zaczynali oni od muzyki nowofalowej by po pewnym czasie podryfować w kierunku wysublimowanego popu. Nie wiedziałem tylko gdzie przebiega ta granica między obiema tymi krainami. Postanowiłem jednak zaryzykować i rozpocząć od płyt z początku lat osiemdziesiątych. Skłamałbym gdybym napisał, że była to miłość od pierwszego wejrzenia. Nie, musiałem nieco oswoić się z tymi dźwiękami, które przy pierwszym kontakcie wydały mi się nieco zbyt popowe. Nie ma w tym wszak nic złego bowiem dobry pop też trzeba umieć zrobić, a to wielka sztuka. Na wspomnianych albumach nie brakowało wysmakowanego popu, ale szorstkich, falowych brzmień próżno było już tam szukać. Przestawiłem więc zwrotnicę w głowie i wjechałem na te tory, które z każdym kolejnym kilometrem oswajały mnie z tą dźwiękową krainą. Ta płytowa forpoczta utorowała mi drogę do ich kolejnych albumów jakimi były "The Big Express" (1984) oraz ostatni w ich dorobku album zatytułowany "Wasp Star (Apple Venus Volume 2) (2000). Teraz ustawiam swą optykę na początek ich działalności by posłuchać jak brzmieli, gdy w głowach szumiał im falowy wiatr. Coś czuję, że tym sposobem zgromadzę także i pozostałe płyty z ich dyskografii bowiem jak wszyscy wiemy, apetyt rośnie w miarę jedzenia. Podstawiam więc już swój talerz, licząc po cichu na kulinarną ekstazę.


Jakub Karczyński

3 komentarze:

  1. Jest jeszcze zespół X z Los Angeles, polecam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję za rekomendację, chętnie posłucham. W międzyczasie przypomniałem sobie o istnieniu jeszcze jednego zespołu z literką x w nazwie. To już co prawda muzyka trochę mniej mnie interesująca, ale warto odnotować istnienie grupy The XX.

      Usuń
  2. Xentrix...
    moje pierwsze skojarzenie... stara angielska kapela thrash metalowa jadąca pod styl Bay Area i dość konsekwentna tej jeżdzie... miała swoje wzloty, upadki, reaktywacje i takie tam inne, obecnie nadal w sztosie... dokładniejsze dane w necie, np. Encyclopaedia Metallum...
    mój ulubiony (stary) kawałek z pierwszej płyty:
    https://youtu.be/8PpzDpMrw6s
    jedna z ostatnich produkcji:
    https://youtu.be/dU7ohrvEvxg
    wspomniana encyklopedia wymienia sporo kapelek na X, z bardziej znanych godne uwagi jest Xytras, projekt muzyka szwajcarskiej (kultowej) Samael o tym samym pseudonimie artystycznym, który gra kawałki Samaela akustycznie... drobna próbka:
    https://youtu.be/uaW1l4vPAQ4
    p.jzns :)

    OdpowiedzUsuń