22 stycznia 2022

ODBITY BLASK


Dawno już nie miałem tak dobrej passy jeśli chodzi o wyszukiwanie interesujących płyt. Zaczęło się od Red Lorry Yellow Lorry "Blow" (1989), następnie udało mi się ustrzelić Reegs "Return Of The Sea Monkeys" (1991), a wczoraj zakupiłem album Cassandra Complex "Theomania" (1988). Wszystko w dość rozsądnych cenach jak na płyty z tej kategorii wagowej. Bywają także i takie wydawnictwa, które kupuję niemal za bezcen. Za przykład niech posłuży David J i jego album "Urban Urbane" (1992), który to kosztował mnie mniej więcej tyle co paczka papierosów. Nie było się więc zbytnio nad czym zastanawiać zważywszy, że nie jest to zbyt powszechna płyta na rodzimych portalach aukcyjnych. Dorobek Davida J choć liczebniejszy, nie zdołał przyćmić albumów jego macierzystej formacji jaką jest Bauhaus. Podejrzewam, że spora część fanów nawet nie zagłębiła się w solowe płyty Davida J bo przecież kogo interesują dokonania instrumentalistów. Wszak liczy się zespół i jego frontman. Osobiście uważam, że takie podejście jest nie tylko krzywdzące, ale i z gruntu fałszywe. Dlaczego właściwie mamy uważać ich za mniej zdolnych twórców? Przecież niejednokrotnie to oni tworzą podwaliny pod sukces zespołu komponując utwory, które uwielbiamy. Niestety tak to już bywa, że blask opromienia zazwyczaj wyłącznie frontmana, a reszta zespołu musi zadowolić się blaskiem odbitym. Warto jednak wznieść się ponad te niezrozumiałe uprzedzenia i prześledzić solowe ścieżki kariery pozostałych muzyków by przekonać się czy i to ziarno wydało obfity plon. Ja już pierwszy krok wykonałem i po zapoznaniu się z płytą "Urban Urbane" nie mam wątpliwości, że na tym jednym albumie ta przygoda z pewnością się nie zakończy. Dyskografia Davida J jest na tyle obszerna, że raczej nikt nie powinien narzekać na brak muzyki. Czy ilość przekłada się na jakość? Tego jeszcze nie wiem bowiem niniejszy album Davida J jest pierwszym jaki zagościł w mej płytotece, ale jak sądzę nie ostatnim. Dorobek jego macierzystej formacji mam już dość gruntownie przerobiony, tak samo jak solowe wydawnictwa Petera Murphy czas więc dać dojść do głosu pozostałym muzykom. Najwyższa pora rozproszyć tę gęstą mgłę jaka otacza ich dorobek artystyczny. Zajrzyjmy więc za jej kurtynę by odkryć ich muzyczne fascynacje oraz sprawdzić co tak naprawdę im w sercach gra.

The Invicible Spirit "Saveheads" to z kolei odkrycie, które zawdzięczam mojemu znajomemu. Podsyłamy sobie od czasu do czasu rekomendacje albumów z naszych płytotek otwierając tym samym nowe muzyczne drogi. Często owocuje to kolejnymi nabytkami płytowymi. Tak też było i w tym przypadku. Co prawda bazową rekomendacją był debiutancki album The Invicible Spirit, ale na rodzimym portalu aukcyjnym znalazłem wyłącznie "Saveheads". Szybki odsłuch i już wiedziałem, że będzie to strzał w dziesiątkę. Dźwięki wykreowane przez ten niemiecki zespół powinny szczególnie zainteresować fanów takich grup jak Camouflage, Mesh czy De/Vision. Kto jak kto, ale Niemcy znają się na muzyce elektronicznej jak mało kto, o czym zaświadcza także i ta płyta. Polecam zatopić w tym swoje zęby. Naprawdę warto.


Jakub Karczyński


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz