Wskrzeszenie łódzkiej grupy Blitzkrieg wydawało się tak mało prawdopodobne jak nie przymierzając odnalezienie bursztynowej komnaty. Zaczęło się od wznowienia ich debiutanckiej płyty w postaci "Holy War" (1991), a skończyło koncertami na Castle Party i Soundedit. Co prawda album wyszedł w dość znacznie zmienionej szacie graficznej, ale dobrze, że w ogóle pokuszono się o to wznowienie bowiem pierwsza edycja kosztuje dziś na aukcjach niemałe pieniądze.
Pojawienie się na rynku płyty "Good Times" (2019) było dla mnie nie lada zaskoczeniem. Czego jak czego, ale kolejnych albumów sygnowanych logiem Blitzkrieg nie spodziewałem się ujrzeć na sklepowych półkach. Niemniej nie popadajmy w nadmierną ekscytację bowiem gdy zapoznamy się z listą utworów, szybko zorientujemy się, że to nie pełnoprawny album, a EP-ka. Składa się na nią sześć archiwalnych kompozycji, które zespół postanowił nagrać na nowo. Choć brak tu premierowych dźwięków, to jednak zespół postanowił wynagrodzić nam to sięgając po rarytasy, którym nie dane było znaleźć się na płycie "Holy War". EP-ka "Good Times" może nie zaspokaja naszego wilczego apetytu, ale póki co musi nam wystarczyć. Wedle zapowiedzi grupy jest to zaledwie preludium mające zwiastować nadejście ich drugiej płyty. Zanim to jednak nastąpi zanurzmy się w zawartości tego niespełna półgodzinnego wydawnictwa.
Na pierwszy ogień idzie nagranie Elevator, które jest jednym z trzech utworów znanych z ich debiutu. Odświeżona wersja prezentuje się z jak najlepszej strony choć brak tu jakiś zaskoczeń, ale chyba też nie o to chodziło. Przypuszczam, że muzycy chcieli przypomnieć kilka swoich starych kompozycji bez zbędnego majstrowania przy ich wnętrzościach. Na szczęście nie uroniono ani kropli z klielicha jej przebojowości.
Gdyby ktoś zastanawiał się jak zespół radzi sobie z materią naszego rodzimego języka, to odpowiedź przynosi kolejne nagranie jakim jest Puszka. Cieszy mnie gdy rodzimi artyści nie uciekają przed zawiłościami naszego języka bowiem co by nie mówić rezygnując ze śpiewania w ojczystym języku upośledzamy nieco siłę przekazu. Wiem, że język angielski jest językiem międzynarodowym, a i lepiej otwiera drzwi do kariery, ale nie oszukujmy się, ilu wykonawców takowe kariery zrobiło? Zresztą nic nie stoi na przeszkodzie by nagrywać albumy tak na rynek polski jak i zagraniczny. Wracając jednak do samej kompozycji to jest ona hołdem dla Bogusia Michalonka, z którym to muzycy Blitzkrieg tworzyli formację Cinema. Nad całością unosi się jakiś taki orwelowski duch, który dobrze wpisuje się w klimat otaczającej nas rzeczywistości. Sama fraza odkodowany świat, myśli wciąż brak wwierca się w mózg i rezonuje w człowieku jeszcze długo po wybrzmieniu ostatnich nut. Z powodzeniem utwór ten mogłyby zaadaptować do swego repertuaru tak Made In Poland, The Shipyard jak i Agressiva 69. Każda z tych grup z pewnością odcisnęłaby na nim swój emblemat wydobywając na wierzch cechy swego charakterystycznego stylu.
Ciekawym utworem jest też kompozycja Good Times. To jeden z tych pechowców, dla którego zabrakło miejsca na debiucie. Wtedy emanował z niego zbytni optymizm przez co odstawiono go na boczny tor. W swej nowej, mroczniejszej odsłonie spokojnie mógłby zasilić skład "Holy War". Wybrano go zresztą na singla promującego to najnowsze wydawnictwo i zilustrowano ciekawym teledyskiem.
Remarque to kolei jedna z pierwszych kompozycji zespołu, którą pamiętać mogą ci, którzy znają zawartość winyla "Jarocin 88". Tego nagrania również brak na debiucie stąd jego przypomnienie niezwykle podnosi rangę tego wydawnictwa.
Na koniec za sprawą King Of The Castele oraz In Cold Blood powracamy jeszcze raz do debiutanckiej płyty sprzed niemal trzydziestu lat. Odświeżona wersja pierwszej z nich powstała specjalnie na potrzeby ubiegłorocznej edycji festiwalu Castle Party. Podobnie jak w przypadku kompozycji Elevator także tutaj obyło się bez większych ingerencji w strukturę utworu. Wszystkie elementy są na swoich miejscach więc dawni fani nie muszą rwać włosów z głowy. Zainteresowanych odkrywaniem niuansów odsyłam do płyt.
Blitzkrieg powrócił. Szkoda, że ich losy potoczyły się tak jak się potoczyły przez co stracili szansę by odegrać znaczącą rolę w historii rodzimej muzyki. Dobrze jednak, że za sprawą EP-ki postanowili się przypomnieć tak starym fanom jak i młodemu pokoleniu. Miejmy nadzieję, że tym razem zapisywanie kolejnych kart historii pójdzie im o wiele sprawniej, a i może dadzą jeszcze radę zawstydzić kilka rodzimych kapel. Tego im życzę, a w oczekiwaniu na nowy album odświeże sobie zawartość płyty "Holy War" i popuszczę wodzę wyobraźni rozmyślając nad tym co by było gdyby historia potoczyłaby się nieco inaczej.
Pojawienie się na rynku płyty "Good Times" (2019) było dla mnie nie lada zaskoczeniem. Czego jak czego, ale kolejnych albumów sygnowanych logiem Blitzkrieg nie spodziewałem się ujrzeć na sklepowych półkach. Niemniej nie popadajmy w nadmierną ekscytację bowiem gdy zapoznamy się z listą utworów, szybko zorientujemy się, że to nie pełnoprawny album, a EP-ka. Składa się na nią sześć archiwalnych kompozycji, które zespół postanowił nagrać na nowo. Choć brak tu premierowych dźwięków, to jednak zespół postanowił wynagrodzić nam to sięgając po rarytasy, którym nie dane było znaleźć się na płycie "Holy War". EP-ka "Good Times" może nie zaspokaja naszego wilczego apetytu, ale póki co musi nam wystarczyć. Wedle zapowiedzi grupy jest to zaledwie preludium mające zwiastować nadejście ich drugiej płyty. Zanim to jednak nastąpi zanurzmy się w zawartości tego niespełna półgodzinnego wydawnictwa.
Na pierwszy ogień idzie nagranie Elevator, które jest jednym z trzech utworów znanych z ich debiutu. Odświeżona wersja prezentuje się z jak najlepszej strony choć brak tu jakiś zaskoczeń, ale chyba też nie o to chodziło. Przypuszczam, że muzycy chcieli przypomnieć kilka swoich starych kompozycji bez zbędnego majstrowania przy ich wnętrzościach. Na szczęście nie uroniono ani kropli z klielicha jej przebojowości.
Gdyby ktoś zastanawiał się jak zespół radzi sobie z materią naszego rodzimego języka, to odpowiedź przynosi kolejne nagranie jakim jest Puszka. Cieszy mnie gdy rodzimi artyści nie uciekają przed zawiłościami naszego języka bowiem co by nie mówić rezygnując ze śpiewania w ojczystym języku upośledzamy nieco siłę przekazu. Wiem, że język angielski jest językiem międzynarodowym, a i lepiej otwiera drzwi do kariery, ale nie oszukujmy się, ilu wykonawców takowe kariery zrobiło? Zresztą nic nie stoi na przeszkodzie by nagrywać albumy tak na rynek polski jak i zagraniczny. Wracając jednak do samej kompozycji to jest ona hołdem dla Bogusia Michalonka, z którym to muzycy Blitzkrieg tworzyli formację Cinema. Nad całością unosi się jakiś taki orwelowski duch, który dobrze wpisuje się w klimat otaczającej nas rzeczywistości. Sama fraza odkodowany świat, myśli wciąż brak wwierca się w mózg i rezonuje w człowieku jeszcze długo po wybrzmieniu ostatnich nut. Z powodzeniem utwór ten mogłyby zaadaptować do swego repertuaru tak Made In Poland, The Shipyard jak i Agressiva 69. Każda z tych grup z pewnością odcisnęłaby na nim swój emblemat wydobywając na wierzch cechy swego charakterystycznego stylu.
Ciekawym utworem jest też kompozycja Good Times. To jeden z tych pechowców, dla którego zabrakło miejsca na debiucie. Wtedy emanował z niego zbytni optymizm przez co odstawiono go na boczny tor. W swej nowej, mroczniejszej odsłonie spokojnie mógłby zasilić skład "Holy War". Wybrano go zresztą na singla promującego to najnowsze wydawnictwo i zilustrowano ciekawym teledyskiem.
Remarque to kolei jedna z pierwszych kompozycji zespołu, którą pamiętać mogą ci, którzy znają zawartość winyla "Jarocin 88". Tego nagrania również brak na debiucie stąd jego przypomnienie niezwykle podnosi rangę tego wydawnictwa.
Na koniec za sprawą King Of The Castele oraz In Cold Blood powracamy jeszcze raz do debiutanckiej płyty sprzed niemal trzydziestu lat. Odświeżona wersja pierwszej z nich powstała specjalnie na potrzeby ubiegłorocznej edycji festiwalu Castle Party. Podobnie jak w przypadku kompozycji Elevator także tutaj obyło się bez większych ingerencji w strukturę utworu. Wszystkie elementy są na swoich miejscach więc dawni fani nie muszą rwać włosów z głowy. Zainteresowanych odkrywaniem niuansów odsyłam do płyt.
Blitzkrieg powrócił. Szkoda, że ich losy potoczyły się tak jak się potoczyły przez co stracili szansę by odegrać znaczącą rolę w historii rodzimej muzyki. Dobrze jednak, że za sprawą EP-ki postanowili się przypomnieć tak starym fanom jak i młodemu pokoleniu. Miejmy nadzieję, że tym razem zapisywanie kolejnych kart historii pójdzie im o wiele sprawniej, a i może dadzą jeszcze radę zawstydzić kilka rodzimych kapel. Tego im życzę, a w oczekiwaniu na nowy album odświeże sobie zawartość płyty "Holy War" i popuszczę wodzę wyobraźni rozmyślając nad tym co by było gdyby historia potoczyłaby się nieco inaczej.
Jakub Karczyński