08 grudnia 2025

DZIEWICA KONSEKROWANA


WOW!!! Taka mniej więcej myśl zaświtała w mej głowie, gdy rozpakowałem przesyłkę nadaną w ostatnich dniach listopada z Londynu. Lądyn? Nie ma takiego miasta. Jest Lądek, Lądek Zdrój ... U nas nie ma, ale w Anglii już jak najbardziej i w owym mieście, na 75 Berwick Street, mieści się pewien sklep. Zwie się Sister Ray, a w ofercie jego muzyka zaklęta w winylowych i plastikowych nośnikach. Jeden ze srebrnych dysków wylądował niedawno u mnie. Paczkę dostarczył pod drzwi listonosz, inkasując jedenaście złotych i pięćdziesiąt groszy. Niemal mnie przepraszał wzrokiem za tę opłatę, ale przecież to nie jego wina, lecz wszystkich tych Anglików, którzy wspaniałomyślnie postanowili wyjść z Unii Europejskiej. Chyba nie do końca zdawali sobie sprawę z tego co robią, bo dziś nastroje na Wyspach dalekie są od entuzjazmu. Zostawmy jednak politykę i wróćmy do zawartości przesyłki. Zastanawiacie się pewnie skąd u mnie ten entuzjazm po otwarciu paczki. Czy zaskoczyła mnie jej zawartość? Ani trochę, przecież doskonale wiedziałem co jest w środku. Moją uwagę zwróciło coś zgoła innego. Zanim do tego dojdziemy, cofnijmy się jednak nieco w czasie. Jak zapewne pamiętacie, w jednym z niedawnych wpisów dzieliłem się wrażeniami po odsłuchaniu albumu "Strange Love" grupy True Sound Of Liberty. Żaliłem się, że nie udało mi się pozyskać dwóch pierwszych płyt, od których to warto rozpocząć przygodę z tym zespołem. Długo nie musiałem jednak wylewać łez, bo zdobyłem oba wydawnictwa. Co prawda przesyła z Portugalii, w której wnętrzu tkwi debiut, jeszcze do mnie nie dotarła, ale za to angielska poczta spisała się na medal. Gdy już zajrzałem do wnętrza i wyjąłem płytę nie od razu zorientowałem się w czym rzecz. Dopiero chwilę później mój mózg skontaktował się z kim trzeba, aby w głowie zaświtała mi myśl: Ej, zaraz, zaraz. Ta płyta ma oryginalną folię. Mało tego, posiada nawet oryginalne zabezpieczenia antykradzieżowe z epoki, a do tego na froncie widnieje naklejka Tower Import Rock. Tak, tak, to był import zza wielkiej wody. Edycja, której stałem się dumnym właścicielem, powstała w Kanadzie. Szybki rzut oka na stronę Discogs, pozwoli wam uświadomić sobie fakt, że ten album przeleżał w dziewiczym stanie trzydzieści dwa lata !!! Aż, żal zrywać tę folię, ale pewnie na dniach przyjdzie mi to zrobić. Będę delikatny. Obiecuję.  


Jakub Karczyński  

1 komentarz:

  1. Byłem wielokrotnie w tym sklepie, zresztą na tej ulicy było ich kilka. Ta naklejka, może być, jak przypuszczam, ze sklepu Tower w Londynie, duży moloch który przegrał wojnę z cyfryzacją ;)

    OdpowiedzUsuń