17 kwietnia 2017

STREFA KOMFORTU



Zdaję sobie sprawę, że dla części czytelników przywoływanie co i rusz postaci Tomka Beksińskiego może być już nieznośne i wręcz nudne. Przypomina to trochę jedzenie niemal dzień w dzień tego samego obiadu. Ile można? Będąc tego świadom postanowiłem, że dam Tomkowi na jakiś czas odpocząć. Nie będę epatował już tu jego imieniem i nazwiskiem. Taki był plan, ale jak zwykle życie pisze swoje scenariusze i w nosie ma nasze założenia. Bo jakże nie wspomnieć tu o jego osobie, skoro to on był siłą sprawczą nabycia płyty, o której słów kilka poniżej. To przecież w jednej z jego starych audycjach, których słucham sobie od czasu do czasu, pojawił się utwór Life In Dark Water, który zauroczył mnie do tego stopnia, że czym prędzej zacząłem rozglądać się za całą płytą. Al Stewart, bo to o nim mowa, był mi do tego momentu artystą kompletnie nieznanym. No może nie tak zupełnie, bo nazwisko gdzieś tam obiło mi się o uszy, ale jego muzyczny dorobek to już raczej nie. I gdy tak słuchałem sobie audycji, w której to Tomek przewodnim motywem uczynił piosenki marynistyczne* (bynajmniej nie szanty), nagle usłyszałem utwór o dość niepokojącym klimacie, zaśpiewany pięknym głosem, a w dodatku tak uroczo staroświecki. Można by rzec, że to taki typowy przedstawiciel tego, co w muzyce Tomek ukochał najbardziej. Jest tu przecież element tajemniczości, grozy, ale i pierwiastek romantyczny, który to zawsze silnie do niego przemawiał. Jest nawet i fragment mogący kojarzyć się z westernami, będące w końcu dość częstymi elementami jego audycji. Któż nie pamięta programów o spaghetti westernach i tej muzyki, która się w nich pojawiała. W najbliższym czasie przez ekrany telewizyjne przemknie western "Major Dundee" (1965), o którym Tomek wspominał w audycji z 27 lutego 1999 roku. Mam gdzieś to nagrane na płycie, więc zaraz odnajdę i posłucham. Pamiętam, że emitował wtedy wiązankę utworów ze ścieżki dźwiękowej z tego filmu, którą nabył w Londynie za 15 funtów! Inspirację do tego typu programów stanowiły zazwyczaj filmy emitowane w TVP1. Jak to Tomek zwykł je zapowiadać? Film w Jedynce, muzyka w Trójce. Każdy kto będzie chciał przypomnieć sobie tamte czasy, może nastawiać w kolejne soboty TVP Kultura, gdzie pojawiać się będą klasyczne westerny. Niestety muzyki w Trójce nie będzie. Przynajmniej nie tej, którą to on zwykł emitować. Wróćmy więc do albumu Ala Stewarta "Time Passages" (1978), który to stanowił za punkt wyjścia tego wpisu. Nabywając go, nie obiecywałem sobie po nim zbyt wiele. Ot chciałem mieć tę jedną, jedyną piosenkę, a pozostałe nagrania albo przyjemnie mnie zaskoczą albo niemiło rozczarują. Tymczasem po kilkukrotnym wysłuchaniu całego albumu, nie mogę się wręcz od niego uwolnić. Uchyla mi on drzwi i zabiera w głąb krainy, do której chętnie zapuszczał się także Tomek. Daje pewnego rodzaju poczucie bezpieczeństwa odczuwalne w sytuacji, gdy wiesz, że jesteś u siebie, w otoczeniu ludzi i przedmiotów tak dobrze ci znanych. I tak też się czuję, słuchając tego albumu. Pełen komfort i poczucie bezpieczeństwa, którego tak wielu szuka, a tak niewielu znajduje. Strefa komfortu jak można się domyślić jest czymś indywidualnym, czego nie można rozciągnąć na szerszą grupę ludzi. Dla każdego z nas stanowi ona zupełnie inny obszar. Moja jest właśnie tutaj, wśród dźwięków starego rocka i albumów takich jak "In The Court Of The Crimson King" (1969) King Crimson, "Argus" (1972) Wishbone Ash, "Close To The Edge" (1972) Yes, "The Wall" (1979) Pink Floyd czy "Time Passages" Ala Stewarta. To płyty z niepowtarzalnym klimatem, niosące w sobie coś więcej niż tylko muzykę. Zrozumiałe chyba tylko dla tych co wrażliwszych słuchaczy, którzy zaczerpnęli już co nieco wody z tego źródła. Dla reszty jak sądzę pozostaną one wyłącznie niemodnymi nagraniami z dawno już zapomnianych czasów. Warto jednak dać im szansę, przełamać niechęć i uprzedzenia, bo te albumy zwyczajnie na to zasługują.

Jakub Karczyński

* Wpływ na to miał film "Titanic" Jamesa Camerona, który zrobił na Tomku wielkie wrażenie.
 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz