Wczorajsze wydanie audycji "GH+" w radiowej Trójce poświęcono grupie The Stranglers. Ucieszył mnie ten fakt, bo bardzo lubię muzykę Dusicieli, czego wyrazem moja kolekcja ich albumów na półce. Nie, nie ma jeszcze wszystkich ich płyt, ale to co już udało mi się zebrać, myślę, że śmiało może wprowadzić mnie do grona osób, które uważają się za ich fanów. Gdy więc usłyszałem, że szykuje się audycja z ich muzyką, przyklasnąłem tej inicjatywie i pilnie nadstawiłem uszu. Nie wiem co sprawiło, że to właśnie Dusiciele zasłużyli na taką nobilitację, ale mniejsza o to. Jeśli była jakaś okazja to dobrze, a jeśli nadano tę muzykę bez okazji to jeszcze lepiej. W końcu czy zawsze musi być jakaś okazja by posłuchać tego czy tamtego zespołu? No nie musi. Kolejne rocznice sprawiają, że wszystko staje się jakieś takie schematyczne, a przecież nie ma nic nudniejszego niż schematy. Dobrze więc czasem zrobić coś bez okazji, ot tak z potrzeby serca. Nie wnikając już w motywację autora dodam, że kluczem do audycji była prezentacja utworów zgodnie z chronologią jej powstania. Kilka utworów z pierwszej płyty, kilka z drugiej, trzeciej, czwartej i tak dalej. W godzinnej audycji przerobiliśmy zdecydowaną większość albumów w tworzeniu i wyśpiewywaniu, których udział brał Hugh Cornwell. Nie to jest jednak ważne, a pewne zdanie, które padło na zakończenie audycji i które to wywołało mój wewnętrzny sprzeciw. Otóż autor wygłosił pogląd jakoby to co zespół stworzył już po odejściu Hugh Cornwella to zjazd po równi pochyłej i nie warte jest tego, aby poświęcać temu czas. Ujął to tak: (...) później odszedł Hugh Cornwell i to jeden z tych najbardziej charakterystycznych przykładów w muzyce rockowej kiedy odejście wokalisty sprawiło, że zespół mimo że istniał i nadal nagrywał stał się kompletnie nie interesujący. Absolutnie nie podpisałbym się pod tym stwierdzeniem i nie radziłbym nikomu przywiązywać się do tych słów. Po odejściu Hugh Cornwella, grupa nagrała osiem albumów z dwoma innymi wokalistami i nie brak wśród nich pozycji wyjątkowych. Najdłużej bo przez szesnaście lat, obowiązki te pełnił Paul Roberts i muszę przyznać, że doskonale wywiązywał się z powierzonej mu funkcji dlatego ze smutkiem przyjąłem jego rezygnację i opuszczenie składu w 2006 roku. Pożegnał się w pięknym stylu genialnym albumem "Norfolk Coast" (2004), który w pojedynkę zadaje kłam stwierdzeniu, że późniejsze poczynania grupy były słabe i nie interesujące. W swoich zbiorach mam także album "About Time" (1995), który choć nie tak doskonały ma również kilka bardzo mocnych punktów jak choćby zamykającą album przepiękną kompozycję And The Boat Sails By. I choć brak mi jeszcze kilku albumów z nowej ery działalności grupy, nie sądzę, aby były to dzieła tak złe jak mówił o nich Grzegorz Hoffman w audycji "GH+". Nawet na ostatnich albumach, na których to mikrofon przejął obecny wokalista Baz Warne, znajdzie się kilka naprawdę interesujących utworów. Polecam nastawić choćby album "Giants" (2012) i posłuchać takiego Adios (tango) by szybko przekonać się, że Stranglersi nie powiedzieli jeszcze swego ostatniego słowa. Wciąż mają ciekawe pomysły i ani myślą składać broń. Dusiciele to solidna marka, która miała swoje lepsze i gorsze momenty, ale nigdy na tyle złe, aby warto było zacząć zastanawiać się nad celowością dalszego funkcjonowania zespołu. Dlatego też wygłaszanie takich twierdzeń na falach Polskiego Radia, uważam za wysoce krzywdzące względem zespołu. Programy autorskie co prawda rządzą się swoimi prawami, ale przytoczony tekst brzmi bardziej jak stwierdzenie, niż prywatna opinia redaktora i w tym cały problem. Nie wymagam, aby redaktor Hoffmann padał przed każdą nową płytą Stranglersów na kolana, ale prosiłbym o większy obiektywizm w ocenie czyjegoś dorobku. Zapewne nie tylko ja, poza kanonicznymi albumami z Hugh Cornwellem, wracam od czasu do czasu z nie mniejszą przyjemnością, do płyt z ostatnich lat działalności zespołu. I wcale nie uważam tego za stratę czasu. Nie dajcie więc wmówić sobie, że coś jest złe. Sprawdźcie sami zanim ślepo czemuś zawierzycie, bo zbyt często bazujemy na czyichś opiniach zamiast na własnych uszach.
Jakub Karczyński