26 czerwca 2016

POBOŻNE ŻYCZENIA

W 1992 roku nazwę The Cure odmieniano przez wszystkie przypadki. Albumem "Wish" roztrzaskali firmament i dokonali wydawałoby się rzeczy niemożliwej. Umiejętnie połączyli dwa wymiary - artystyczny i komercyjny, nie tracąc przy tym wiarygodności. Jednak od tego czasu minęło już prawie dwadzieścia pięć lat. Szmat czasu. Trzydziestolatkowie jakimi wtedy byli, dziś dobijają powoli do sześćdziesiątki. Przez ten czas zdążyli nacieszyć się zarówno sławą jak i życiem rodzinnym. W zreorganizowanym składzie, nagrali jeszcze cztery albumy (w tym bardzo udany "Bloodflowers (2000) ), ale żaden nie zdołał już zdyskredytować sukcesu "Wish". Pomimo swej nieprzerwanej koncertowej aktywności, zespół popadł nieco w zapomnienie. Nie ma się czemu dziwić, skoro nie wydaje się płyty od ośmiu lat, to siłą rzeczy wypada się z obiegu. Czyżby zatem tytuł ostatniej piosenki, z ostatniego jak dotąd albumu, miał się okazać być proroczy? Mam nadzieję, że nie, bo to nie czas by mówić fanom It's Over. Kurtyna jeszcze nie opadła, więc kto wie, być może niebawem powrócą do nas albumem, wypełnionym perłami pokroju From The Edge Of The Deep Green Sea.

I wish.

Jakub Karrczyński

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz