14 października 2014

MORZE RADOŚCI, OCEANY SMUTKU

Ostatni wdech, nim nadciągnie wiatr. Nim porwie mnie do tańca. Nim rozwieję się jak dmuchawca kwiat.

J.K.


W takie dni jak dziś, gdy za oknem deszcz dzwoni o szyby, a z głośników płynie melancholijny głos Marianne Faithfull, aż chciałoby się wziąć do ręki notatnik i zapisać go najbardziej smutnymi wersami. Tak, tak, to melancholia wdziera się w duszę i wyciska z nas twórcze soki. Nic dziwnego, że to smutne piosenki najbardziej nas poruszają, bo są tymi najprawdziwszymi. Mówi się, że łatwiej napisać smutną piosenkę, niż radosny utwór. Coś w tym jest, bowiem melancholia wydobywa z naszej duszy całą paletę barw i jakoś nigdy nie brak odpowiedniej farbki, pędzla ani płótna. Rzecz w tym, aby nie przesadzić z tym smutkiem, bo nikt chyba nie chce nabawić się depresji. Z uczuciem radości jest inaczej, bo trudniej przekuć ją na słowa tak by nie trąciła banałem. Zazwyczaj kończy się to wynurzeniami, od których aż zęby bolą. Stąd też nie słucham wesołej muzyki, bo nie ma nic gorszego, niż ból zęba :) I wcale nie potrzeba przesuwać mnie do sekcji gimnastycznej, abym nabrał jeszcze więcej optymizmu jak to miało miejsce w kultowym filmie "Rejs". No chyba, żeby tą moją łzawą muzykę zinterpretować tak jak zrobił to Stanisław Tym.


Wychodzi więc na to, że słucham muzyki optymistycznej, żartobliwej, wesołej z akcentami humorystycznymi. Po takiej interpretacji trudno nie nabrać optymizmu.

Jakub Karczyński

PS Obraz wykorzystany we wpisie to "Portret poety Jana Lechonia" autorstwa Roman Kramsztyka. Do obejrzenia w Muzeum Narodowym w Warszawie.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz