02 września 2012

MARTWI POTRAFIĄ BIEGAĆ

Od wydarzenia o którym zamierzam napisać, minęły już ponad dwa tygodnie, a ja wciąż nie mogę uwierzyć w swoje szczęście. Zazwyczaj nie biorę udziału w konkursach, choć nie powiem by był to mój pierwszy raz. Kilka razy zdarzyło mi się wygrać jakąś płytę, lecz zazwyczaj muzyka na niej zawarta nie satysfakcjonowała mnie w pełni. Tym razem impulsem pobudzającym do działania był album, który dopiero co miał swoją premierę. Informacja o jego ukazaniu zelektryzowała muzyczny świat, a bilety na koncert tej grupy w Polsce rozeszły się na pniu. 

 
Zacznijmy jednak od początku. Jako miłośnik radia, chętnie nastawiam uszu i wyławiam muzykę płynącą z radiowego eteru. Zazwyczaj nasłuchuję Programu Trzeciego Polskiego Radia, czyli popularnej Trójki. Tam to przez siedem dni w tygodniu rozdawana jest tzw. "płyta tygodnia". Postanowiłem spróbować swoich sił i zawalczyć o jej zdobycie. Nagroda była zresztą nie byle jaka, bowiem chodziło na nowy album grupy Dead Can Dance. Warunkiem wzięcia udziału w konkursie, było wysłanie wiadomości sms, na sygnał dany przez prezentera. Przygotowawszy sobie uprzednio treść tej wiadomości, czekałem na znak, niczym sprinter na wystrzał pistoletu. Zdawałem sobie sprawę, że w blokach startowych znajduje się zapewne setka takich jak ja, ale mimo to postanowiłem spróbować. Nagle głos prezentera dał komendę do startu, więc wyrwałem się z bloków startowych i posłałem lotem błyskawicy mego smsa. Zasiadłem przed odbiornikiem i słuchając jednego z utworów z tejże płyty, niecierpliwie oczekiwałem wyników. Szczęśliwców mogło być dwóch. Ni więcej ni mniej. Po wybrzmieniu utworu, prowadzący informuje, że nadeszło tyle esemesów, że musi wyłowić te dwa pierwsze zgłoszenia. Po tej informacji trochę mi entuzjazm przygasł, ale nadziei nie traciłem. Mija kolejny utwór, a głos spikera zaczyna wymieniać zwycięzców tego biegu. Pierwsza na metę wpada jakaś dziewczyna, a w chwilę po niej melduje się na niej Jakub z Poznania. Szok, niedowierzanie i radość. Euforia niemal tak wielka jakbym właśnie zdobył srebrny medal. Mazurka Dąbrowskiego co prawda mi nie zagrali, ale dźwięki zawarte na nowym albumie Dead Can Dance, wynagrodzą mi to w zupełności. 

Czy muszę pisać jak niecierpliwie wyglądałem przesyłki z Myśliwieckiej? Chyba nie. Codzienne wycieczki do skrzynki pocztowej trwały niemal dwa tygodnie, ale trud się w końcu opłacił. Zapewne wkrótce podzielę się muzycznymi wrażeniami z czytelnikami Czarnych słońc, tymczasem pozwólcie, że zatopię się w tych dźwiękach po same uszy.

Jakub "Negative" Karczyński

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz