Jakoś niezbyt dobrze rozpoczął się dla mnie ten muzyczny rok. Wszystko na co czekałem z wypiekami na twarzy, przyniosło mi zawód lub rozczarowanie. Oby tylko nie okazało się to złą wróżbą na resztę roku. Zacznijmy jednak od początku.
ANATHEMA "WEATHER SYSTEMS" (2012)
Najważniejszą premierą tego roku, była dla mnie Anathema. Po wyśmienitym albumie "We're Here Because We're Here" moje oczekiwania w stosunku do następcy wzrosły niesamowicie. To właśnie w "Weather Systems" upatrywałem potencjalnego kandydata na płytę roku. Niestety, po przesłuchaniu materiału już wiem, że tron przypadnie komuś innemu. Nowa płyta nie jest pozycją słabą, ona po prostu nie wytrzymuje konkurencji ze swą poprzedniczką. Nie brak tu pięknych utworów, ale nie mają one w sobie tej siły co choćby Dreaming Light, Everything czy Angels Walk Among Us. Największym mankamentem tej płyty jest brak przebojowości i zapadających w pamięć melodii. Albumu słucha się bardzo miło, ale od Anathemy wymagam już dziś czegoś więcej. Kto wie, może zbyt wysoko zawiesili sobie poprzeczkę, a może to moje oczekiwania były zbyt wygórowane? Jakkolwiek nie brzmi odpowiedź, faktem jest, że tym razem skok nie do końca się udał.
ocena: 7/10
KILLING JOKE "MMXII" (2012)
Na płyty sygnowane logiem Killing Joke zawsze czekam z niecierpliwością. Ogromnie ucieszyła mnie informacja, że po dwóch latach od premiery "Absolute Dissent", grupa planuje wydać nowy album. Oczekiwaniu towarzyszyła nadzieja na kolejne świetne nagrania. Niestety, chyba tak jak w przypadku Anathemy, przeszacowałem troszkę możliwości Killing Joke. Nowa płyta nie oferuje mi ani takich zastrzyków emocjonalnych, ani tak świetnych melodii, jak choćby płyty pokroju "Night Time", "Pandemonium" czy "Democracy". Nie skreślajmy jednak "MMXII", bo i ona zawiera kilka fajnych kompozycji jak choćby Pole Shift ze wspaniałą rolą klawiszy, skandowany Fema Camp czy singlowy In Cythera. Reszta albumu jest solidna, choć od takich gigantów jak Killing Joke, wymagam nieco więcej. Zdecydowanie na plus zaliczyć należy świetną produkcję z czystym i czytelnym brzmieniem. "Absolute Dissent" w tej kwestii wypadał dość surowo. Wiem, że dla niektórych to zaleta, ale mnie bardziej odpowiada klarowniejsze brzmienie. Szkoda, że za realizacją nie poszły równie wspaniałe utwory, choć zgrzeszyłbym gdybym powiedział o "MMXII", że to słaba płyta. Oni po prostu mają w swym dorobku kilka lepszych, a jak wiadomo apetyt rośnie w miarę jedzenia.
ocena: 7/10
Jakub "Negative" Karczyński