Przystępując do słuchania płyty "High" New Model Army, zadawałem sobie różnorakie pytania. Byłem ciekaw czy grupa ta wciąż potrafi mnie urzec swą muzyką, swymi tekstami i czy znajdę tu tak piękne ballady jak Lullaby, Purity i hymny w rodzaju 51'st State. Wróciłem myślami do poznańskiego koncertu jaki dał New Model Army 10 maja 2006 roku. Od tego wydarzenia minęło już prawie sześć lat, a ja wciąż pamiętam ten występ - zaangażowanie wokalne, obłęd w oczach i muzykę, która nadawała się do wznoszenia barykad i rozpoczęcia rewolucji.
Nastawiając płytę, chyba nie byłem przygotowany na tak zmienne odczucia, jakie towarzyszyły mi przez kilkanaście następnych dni. Po pierwszym odsłuchu uznałem, że podobają mi się właściwie tylko cztery numery, a reszta to przeciętniactwo. Byłem trochę załamany, bowiem wiele obiecywałem sobie po tej płycie i pozytywnych opiniach jakie dane mi było przeczytać. Owszem, podobała mi się muzyka, która zawiera dużo ciekawych elementów, jednakże brakowało mi fajnych refrenów, czy ballad, które to poruszałyby w człowieku najgłębsze pokłady wzruszenia. Coś jednak podpowiadało mi, abym nie odrzucał tak szybko tej płyty, bym dał jej szansę na kolejne przesłuchania. Tak też zrobiłem. Wired to strzał w dziesiątkę, ale o tym wiedziałem już od pierwszego przesłuchania. Po czymś takim apetyt zaostrza się, a człowiek chce więcej, więcej i więcej. Może dlatego dwa następne numery (One Of The Chosen, High) na początku nieco mnie rozczarowały. Choć muzycznie były bez zarzutu, to jednak nie chwytały od razu. Potrzebowałem czasu by się do nich przekonać i zaakceptować. Podobnie było z utworami: Dawn, All Consuming Fire, Nothing Dies Easy, Breathing czy Rivers. Może to i dobrze, że New Model Army nagrało nieco trudniejszy w odbiorze album, bowiem płyty które za szybko wchodzą, szybko też się nudzą. Wiem, że z tą płytą tak nie będzie bo to prawdziwa przyjemność słuchać Justina Sullivana i spółki w tak doskonałej formie. Prawdziwymi perłami i ozdobą albumu oprócz wspomnianego Wired są też No Mirror, No Shadow czy Bloodsports, które zaspokoją apetyt miłośników hymnów i zapewne doskonale sprawdzą się na koncertach. Dla osób ceniących sobie to bardziej zadumane oblicze New Model Army, polecam wsłuchanie się w Sky In Your Eyes oraz Into The Wind, które może i nie mogą konkurować z najpiękniejszymi balladami grupy, ale mają w sobie dostatecznie dużo uroku by zatrzymać się przy nich na dłużej.
Mam nadzieje, że sięgniecie po ten album nie tylko z sentymentu, ale i z ciekawości, bowiem nie warto wyrzucać takich zespołów na margines. Album "High" pozostanie ze mną jeszcze przez wiele kolejnych zimowych wieczorów, tak jak i pewne zdjęcie wykonane 10 maja w Zeppelin Hall, na którym obok piszącego te słowa zmieścił się niejaki Justin Sullivan.
Jakub "Negative" Karczyński