Idźmy jednak po śladach żywych. Jak pewnie zauważyliście od pewnego czasu mam zajawkę na muzykę grupy True Sound Of Liberty. Algorytmy facebookowe musiały jakoś się o tym dowiedzieć, bo podsunęły mi pod nos ofertę najnowszego numeru "Chaos w mojej głowie". To fanzin z kręgów anarcho-punkowych, piszący nie tylko o muzyce, ale i sprawach społecznych. Wydany jest on w naprawdę imponującej formie. Ponad 200 stron formatu A4, gęstej od treści, musi robić wrażenie i robi. Spokojna głowa, "Czarne słońca" nie staną się stroną poświęconej muzyce hc punk. Po co więc zakupiłem tego zina? To co przyciągnęło mój wzrok to informacja o gruntownym omówieniu dyskografii T.S.O.L. oraz wywiad z Jackiem Grishamem, pierwszym wokalistą grupy. Wyskoczyłem więc z pięćdziesięciu złotych by móc zagłębić się w lekturze. Gdy odebrałem przesyłkę przypomniałem sobie czasy, gdy kupowałem fin zine Cold, który do dziś darzę wielkim uznaniem. Żałuję, że jego czas dobiegł już końca. Brakuje mi obecnie takiego fan zinu, omawiającej zarówno dorobek legendarnych kapel post punkowych jak i trzymający rękę na muzycznym pulsie współczesności. Zespołów przecież nie brak. Mało tego, uważam, że scena ta stała się w ostatnich latach dużo aktywniejsza. Na koncertach widać sporo młodych ludzi, którzy szczelnie wypełniają klubowe przestrzenie. Pytanie tylko jakie ma to przełożenie na zakup płyt i fan zinów. Tu już chyba nie jest tak kolorowo. Drukowany fan zin w dobie internetu nie jest już chyba na tyle atrakcyjny dla młodych ludzi by się o niego zabijać. Teraz przecież wszystkie informacje na wyciągnięcie ręki, a przecież nie zawsze tak było. Pokolenia dorastające w latach osiemdziesiątych i dziewięćdziesiątych, doskonale pamiętają, że podstawowym źródłem informacji była prasa, ziny, radio lub wiadomości przekazywane sobie z ust do ust. Pamiętacie z jakim namaszczeniem traktowało się każdy zdobyty fan zine, gazetę czy też płytę? Przypominało to trochę obcowanie z największą świętością tego świata. A dziś? Czy jest jeszcze miejsce dla drukowanych zinów? Choć serce pragnie udzielić twierdzącej odpowiedzi, to głowa podpowiada mi coś zgoła innego. Niemniej gdybym miał wokół siebie grono takich zapaleńców jak ja, to chętnie dołożyłbym swoje pióro do takiej inicjatywy. Tylko czy znalazłoby się tylu odbiorców, którzy byliby w stanie zapewnić zinowi egzystencję? Wątpliwa sprawa, zważywszy na fakt, że prasa jest dziś w tak wielkim dołku, że za moment poszczególne gazety zaczną machać nam białymi flagami na pożegnanie. Znak czasów.
Przy okazji pozyskiwania kolejnych płyt True Sound Of Liberty wyzbierałem też muzyczne okruszki jakie rozsypały się wokół tej nazwy. Chodzi głównie o dorobek Grishama, który po odejściu z macierzystego zespołu realizował się w takich formacjach jak Tender Fury czy Joykiller. Zrobiłem szybki rekonesans po Allegro i wyłowiłem za grosze drugi album Tender Fury zatytułowany "Garden Of Evil" (1990), a także płytę "Static" (1996) Joykiller czyli kolejnej formacji, którą stworzył Grisham po rozpadzie Tender Fury. Będą to zapewne ostatnie albumy, które dołączą do mojej kolekcji w tym roku. Teraz tylko trzeba znaleźć nieco czasu na ich przesłuchanie.
Na koniec chciałbym życzyć Wam radosnych świąt, spędzonych w gronie najbliższych. Spożytkujcie dobrze ten czas, ciesząc się swoją obecnością, rozmawiając o rzeczach, na które nie znajdujemy czasu w przeciągu roku. Nie zapomnijcie o dobrej muzyce, ciekawej lekturze, którymi można urozmaicić sobie święta w czasie wolnym od rozmów. Niech te ostatnie dni roku przyniosą Wam odrobinę wytchnienia i relaksu, na który to z pewnością każdy z nas zasłużył. Wesołych Świąt !!!
Jakub Karczyński

Brak komentarzy:
Prześlij komentarz