24 listopada 2023

KOLORY MROKU


Nie da się znać wszystkiego. Ilość zespołów i muzyki jaka do tej pory powstała jest wręcz niepoliczalna. Im bardziej staramy się zniwelować luki tym większa liczba nowych lądów wyłania się z mgły. W ostatnim czasie na moim oceanie dźwięków pojawiła się grupa Pink Turns Blue. Nie żebym o nich wcześniej nie słyszał, ale jakoś do tej pory nie dotrali do mojego odtwarzacza. Zmieniło się to dopiero teraz, a wszystko to za sprawą koncertu, który ma odbyć się w Poznaniu. Pink Turns Blue zawita do klubu "Pod Minogą" 23 dnia lutego. W związku z tym faktem trzeba było zagłębić się w ich dyskografię. Na pierwszy ogień poszła płyta "Meta" (1988), którą to udało mi się wylicytować za naprawdę przyzwoite pieniądze. Zanim dane mi było posłuchać muzyki z tejże płyty, moje zmysły zaatakowała okładka. Lubię takie tajemnicze fotografie, które uruchamiają wyobraźnię bo przecież rzadko kiedy mamy okazję poznać historię jaka kryje się za danym zdjęciem. O jego wyborze czasem decyduje przypadek, innym razem walor artystyczny, a bywa i tak, że obraz ściśle koresponduje z zawartością muzyczną płyty. Z mojego punktu widzenia to właśnie ten ostatni przypadek jest najciekawszy bowiem lubię gdy muzyka i oprawa wizualna stanowią jedność. Obcujemy wtedy z dziełem z gruntu przemyślanym, a nie stworzonym z przypadkowych klocków. Poza tym okładka to jeden z ważniejszych elementów płyty. Stanowi jej wizytówkę i jest zachętą dla potencjalnego słuchacza by zapoznał się z muzyką. Ileż to razy decydowałem się zakupić płytę w ciemno, wiedziony tylko obietnicą pięknej muzyki jaką niosła ze sobą okładka. Wychodzę z założenia, że za piękną okładką nie może kryć się brzydka muzyka. Wiem, nieco to naiwne, ale tak już mam. Na szczęście dla mnie, dziś już nie tworzy się zbyt wielu pięknych okładek. Współczesne dzieła rzadko kiedy wzbudzają moje emocje, stąd też zdecydowanie częściej sięgam po to co stworzono przed laty. Gdy natykam się na takie perełki wizualne jak ta, która zdobi płytę "Meta" to ulegam pokusie. Coż poradzę, że jestem bezbronny wobec piękna sztuki. Korzystam z jej wytworów tak w skali mikro jak i makro, do czego i was zachęcam. Odwiedzajmy więc świątynie sztuki by nasycić swoje zmysły, a w domach podtrzymujmy ten żar za pomocą książek i płyt. Jesień to wszakże najlepsza pora na pochłanianie kultury bez zbędnych ograniczeń. Możecie być spokojni. Nikt tu nikomu kalorii wyliczać nie będzie. Zatem bon appetit.

 

Jakub Karczyński

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz