25 listopada 2018

PAMIĘĆ JEST WIECZNA

Zastanawiałem się czy rozpoczynając ten wpis nie skorzystać z oklepanej formułki w brzmieniu  Gdyby żył, w poniedziałek obchodziłby swe sześćdziesiąte urodziny, jednak w tym przypadku te słowa nie mają w pełni zastosowania do osoby, o której słówko poniżej. Tomasz raczej nie przywiązywał wagi do urodzin i z tego co mi wiadomo, nie obchodził ich w żaden szczególny sposób. Ot dzień jak co dzień. Na szczęście nie zawodzili i nie zawodzą jego słuchacze, którzy rok rocznie wspominają postać Tomasza Beksińskiego. Nie inaczej jest w tym roku. W poniedziałek nie warto oddalać się zbyt daleko od radioodbiornika bowiem gdzie jak gdzie, ale w radiowej Trójce chyba nie zapomną o tych okrągłych urodzinach. Na pewno nie zapomni Piotr Stelmach, który już w piątek zapraszał na swoją poniedziałkową audycję o godzinie 14:00, która to w całości zostanie poświęcona pamięci Tomka. Z kolei w "Wieczorze płytowym" w radiowej Dwójce prowadzący sięgną po album, który nierozerwalnie kojarzy się się postacią Tomka Beksińskiego. To, album, który swego czasu uratował mu nawet życie, wyciągając go z jakiegoś zakrętu życiowego. "Floodland" (1987), bo o nim mowa, to płyta, którą uważa się za szczytowe osiągnięcie Sióstr Miłosierdzia choć nie brak też i głosów odmiennych. Nie zmienia to jednak faktu, że "Floodland" to najbardziej dopracowane dzieło i zarazem najbardziej epickie w całej ich dyskografii. Nie sposób nie docenić też rozmachu jak i zmysłu kompozytorskiego, który sprawił, że do dziś dnia niejeden zespół grający gotyckiego rocka składa swe modły w murach tej świątyni. Tomek był zafascynowany tym zespołem do tego stopnia, że nie tylko zjawił się na wrocławskim koncercie Sióstr jak i w hotelu, w którym zatrzymała się grupa, ale i namówił swego znajomego do wydania ich biografii choć ten nie był zbytnio przekonany do tego pomysłu. Pisałem już o tym przed dwoma laty więc nie ma sensu się powtarzać. Jeśli ktoś jest zainteresowany tym tematem to odsyłam do wpisu "Jego kocia wysokość".

Po niemal trzydziestu latach od wspomnianego koncertu, do Wrocławia przybywa inna mroczna postać. Może nie tak ważna dla Tomka jak Andrew Eldritch, ale z pewnością nie bez znaczenia. Wystarczy przypomnieć sobie opis czeskiego koncertu grupy Bauhaus, gdzie Tomek z przejęciem i dramaturgią opisywał całe to misterium. Tak moi drodzy, jutro we Wrocławiu zjawi się sam Peter Murphy. Ojciec chrzestny gotyckiego rocka choć sam zainteresowany raczej odżegnuje się od tego tytułu. Faktem jednak jest, że utwór Bela Lugosi's Dead jego macierzystej formacji, okrzyknięto pierwszym gotyckim utworem i nic już tego nie zmieni. Murphy pojawi się w towarzystwie swego dawnego kompana Davida J. Połowa Bauhausu to wprawdzie nie cały Bauhaus, ale skoro nie ma szans na pełną reaktywację to należy się cieszyć z tego co jest. Pewnie, że chciałbym zobaczyć cały zespół w komplecie, ale emocje jakie wywołuje we mnie jutrzejszy koncert są nie mniejsze od tych, które towarzyszyłyby mi, gdyby to we Wrocławiu zjawił się pełny skład. To co jeszcze podnosi temperaturę tego jutrzejszego wydarzenia to fakt, że odbędzie się ono równo w sześćdziesiąte urodziny Tomka Beksińskiego. Cóż za fenomenalny zbieg okoliczności, który sprawia, że podskórnie zaczynam odczuwać jakąś mistyczną naturę tego dziwnego splotu zdarzeń. Rozsądek podpowiada, że to zwykły przypadek, ale w taki dzień jak dziś, dopuszczam do siebie i taką ewentualność, że palce maczał w tym sam Tomasz "Nosferatu" Beksiński. Nasz wielki, nieobecny solenizant.

Jakub Karczyński
 

1 komentarz:

  1. oj świerzbi język, żeby się wypowiedzieć... ale się powstrzymam :)
    pzdr peiter

    OdpowiedzUsuń