29 maja 2018

WYGŁODNIAŁE NIETOPERZE

Czasami targają mną wyrzuty, gdy kupuję kolejną płytę z szeroko pojętego mainstreamu, zamiast poszukać czegoś mniej znanego. I nie chodzi tu wcale o to, że mainstream jest be, a underground jest cacy. Nie ma to też nic wspólnego z jakimś hipsterskim kodeksem w myśl którego wrzuca się na facebookową ściankę jak najmniej znanych wykonawców, aby tylko zabłysnąć w towarzystwie. Za stary jestem na takie bzdety. Chodzi mi raczej o to, że muzyka z mainstreamu jest dość łatwo dostępna, można pójść sobie do sklepu lub kupić ją przez Internet. Żadna tam wielka filozofia, ale gdy tak sobie pomyślę ile jest jeszcze fantastycznej muzyki, która ukryta jest gdzieś poza obszarem naszej świadomości to, aż żal zmarnowanego czasu, który poświęcamy na kolejne średnie i mało odkrywcze płyty z głównego nurtu. Prawdziwe serce muzyki bije tuż pod powierzchnią ziemi, a nie w korporacyjnych drapaczach chmur wytwórni płytowych. Odnoszę wrażenie, że im bardziej imponujący widok z okna tym coraz mniej autentyczności i naturalności w poczynaniach artystów. Swego czasu Kazik deklamował, że tylko wiarygodny jest artysta głodny i chyba tak faktycznie jest. Proszę mnie źle nie zrozumieć, nie jestem za tym by artyści głodowali, chodzi mi bardziej o to, że kiedy wpadają oni w tryby korporacyjnego wyścigu szczurów, zatracają przy tym swoją autentyczność. Doskonałym przykładem grupa Coldplay, która pokazała nam jak łatwo można uwierzyć w podszepty speców od marketingu i zacząć nagrywać nie to co w duszy gra, a to co się potencjalnie najlepiej sprzedaje. Dlatego też od czasu do czasu zaglądam pod powierzchnię, aby wsłuchać się w głos undergroundu. Poza tym każde nowe  odkrycie niesie ze sobą mnóstwo emocji, energii i chęci dzielenia się tym z innymi. Przykładem może być recenzowany przeze mnie debiut Promenade Cinema. To najlepszy dowód na to, że warto uważnie słuchać supportów i nie traktować ich w sposób lekceważący. Inną grupą jest australijska formacja Bat Nouveau, którą to poznałem za sprawą Facebooka. Nie polecił mi jej jednak żaden hipster, a zarekomendował mi ją profil zespołu Cieplarnia, który to obserwuję od pewnego czasu. Kliknąłem z ciekawości i okazało się, że to całkiem interesujące dźwięki. Na swój sposób staroświeckie albowiem wskrzeszają post punkowy nurt, który to jest mi szczególnie bliski. Nie zastanawiając się zbyt długo zajrzałem na profil grupy na Bandcampie by zakupić sobie ich płytę. Niestety okazało się, że wersja CD jest już wyprzedana, pozostał tylko winyl. Mało tego, wyprzedano nawet kasety magnetofonowe, które to w ostatnim czasie powróciły do łask. Nie dałem jednak za wygraną i rozpocząłem dalsze poszukiwania, które na szczęście przyniosły oczekiwany rezultat. Muszę jednakże uzbroić się w cierpliwość bowiem płyta jedzie, aż ze Stanów Zjednoczonych. Co ciekawe nie jest to pierwsza tego typu sytuacja, że chcąc zakupić album młodego wykonawcy/zespołu natrafiam na komunikat "sold out". Czyżby wychodzili oni z założenia, że format mp3 tudzież winyl zaspokoi zapotrzebowanie na ich muzykę? Przy całym moim szacunku do winyli i jego braku dla formatu MP3/FLACK, największym uczuciem wciąż darzę stare, dobre i wygodne kompakty. Dlatego też dziwię się, że ten wciąż jeszcze żywy nośnik, traktowany jest po macoszemu. Jeśli przypadkiem czytają to jacyś twórcy/artyści to apeluję o to by nie składać jeszcze płyty CD do trumny, póki nie umarł ostatni szaleniec gotowy wydać ostatnie pieniądze na to by posłuchać sobie muzyki.

Jakub Karczyński

PS Autorem tego niesamowitego obrazu jest Paweł Grzanka.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz