22 sierpnia 2017

WROTA DO EL DORADO

Od jakiegoś tygodnia stałem się samowystarczalny w zakresie zakupów na ebay'u i czuję się tak jakby ktoś uchylił mi drzwi do nowego świata. Mnóstwo fantastycznych płyt, nie widzianych na oczy w naszym pięknym kraju. To co na rodzimych portalach aukcyjnych jest nie do zdobycia, tam czasami wyprzedawane jest za grosze. Przykład? Proszę bardzo. Album "Missionary Girl" (2007) Katherine Crowe zakupiłem za 12 zł, a i przesyłka nie była droższa od tej krajowej. Wiele lat poszukiwałem tej płyty, ale ani razu nie udało mi się na nią natknąć. W Anglii zaś ktoś pozbywał się jej bez większych oczekiwań finansowych. A przecież tytułowe nagranie z tejże płyty jest tak cudowne, że warte jest każdych pieniędzy. Wielka szkoda, że od trzech lat musimy pisać o Katherine Crowe jak i jej karierze w czasie przeszłym. Historia jej życia dobiegła bowiem końca 7 maja 2014 roku, kiedy to ta niespełna czterdziestoletnia wokalistka przegrała walkę z rakiem. Ten długi i wyniszczający pojedynek, przybliżała swoim fanom za pośrednictwem swojego bloga. Nim jednak otoczyła ją smuga cienia, spełniła swoje marzenie, którym była możliwość pracy w słynnym studiu Abbey Road. Zarejestrowała tam utwory zagrane wraz z London Metropolitan Orchestra, których można posłuchać za pośrednictwem YouTube, do czego serdecznie zachęcam. Katherine pozostawiła po sobie trzy albumy - "Missionary Girl", "Just Me" (2007) oraz "Unbreakable" (2009). Więcej nie będzie, to musi nam wystarczyć. Czekam zatem niecierpliwie na dostarczenie mi jej debiutanckiego albumu, a potem będę rozglądał się na kolejnymi.

Poza albumem "Missionary Girl" upolowałem nareszcie ostatni album NFD (Noise For Destruction). Pisałem o tym zespole przy okazji omawiania dróg kariery muzyków związanych niegdyś z Fields Of The Nephilim. Nie ma zatem sensu powielać biogramu grupy. Zainteresowanych odsyłam pod poniższy adres: http://czarne-slonca.blogspot.com/2013/08/fields-of-nephilim-szlak-gowny-i.html "Waking The Dead" majaczyło mi na horyzoncie od pewnego czasu, ale cena jaką życzyli sobie sprzedawcy na naszym najpopularniejszym portalu aukcyjnym, skutecznie ochłodziła mój zapał. Wydatek rzędu stu złotych to ból nie tylko dla serca, ale i portfela. Czasem jednak warto poczekać lub poszukać w innym miejscu. Okazuje się bowiem, że to co u nas kosztuje fortunę, u wydawcy można zakupić za ułamek tej kwoty (trzydzieści sześć złotych). Różnica kolosalna, a jak głoszą słowa popularnej reklamy "skoro nie widać różnicy, to po co przepłacać ?". Nie śpimy w końcu na pieniądzach by było nas stać na zakup tak horrendalnie drogich płyt. Niemniej żeby nie było tak kolorowo i na ebay'u można spotkać takie ceny, że aż świat potrafi człowiekowi zawirować przed oczami. Warto jednak zachować chłodną głowę, bo nie sztuką jest przepłacić lecz wyczekać dobrej okazji. Bądźmy więc rozważni, aby porywy serca nie wyczyściły nam tak kont jak i portfeli. Płyty płytami, ale jeść też coś trzeba.

Jakub Karczyński
 

2 komentarze:

  1. Tak, przeleciała mi kiedyś przez ręce ta Katherine Crowe i ten album "Missionary Girl". Z tego co zapamiętałem to bardzo ładny głos, kilka naprawdę klimatycznych utworów, które łapią za serce. Ale najbardziej zapadł mi w głowie wspomniany przez Ciebie utwór tytułowy, a to za sprawą tego nieprawdopodobnie pięknego solo gitarowego w stylu Rothery'ego czy też Gilmoura (nie mam teraz możliwości posłuchania i dobrze nie pamiętam).Niestety nie mam tej płyty w swoich zbiorach, ale skoro aż tyle zapamiętałem, to musi być ona wyjątkowa. Dzięki za przypomnienie i muszę się za tym albumem rozejrzeć.

    OdpowiedzUsuń
  2. Album jest bardzo różnorodny i jeszcze dokładnie go nie zgłębiłem, ale to co od początku rzuca się na uszy to ta piękna solówka, o której wspominasz. No nie można przejść obok tego utworu obojętnie, chyba, że ktoś ma serce z kamienia. Choćby dla tego jednego nagrania warto mieć tę płytę u siebie na półce. Trzymam kciuki za jej szybkie namierzenie. Pozdrawiam serdecznie :)

    OdpowiedzUsuń