19 sierpnia 2016

W OCZEKIWANIU NA CUD

Tegoroczna jesień zapowiada się więcej, niż niesamowicie. Ilość interesujących mnie premier płytowych jest na tyle duża, że już czuję ten ból głowy przy robieniu podsumowania roku. Niemniej, może jednak sprawdzi się stare porzekadło, że od przybytku głowa nie boli. Cokolwiek by się nie działo, czuję że to będzie dobry rok. Bo czy może być źle, gdy swoje nowe płyty wydają New Model Army, The Mission, Marillion, Archive, Mesh, White Lies oraz Nick Cave? No niby może, ale jakoś nie chce mi się w to wierzyć. Jeśli dodać jeszcze do tego wszystkie te płyty, które ujawnią nam się w najbliższych miesiącach, to ja już z radości zacieram ręce. Najbardziej cieszy mnie powrót starej gwardii z The Mission i New Model Army na czele, ale i młodzieży drzwi przed nosem nie zamykam. W ostatnim czasie bardzo przyjemnie zaskoczył mnie duet Sexy Suicide, stąd też zintensyfikowałem poszukiwania na naszym rynku kolejnych interesujących pozycji. Długo nie trwało, a w me ręce wpadł zespół Vökuró, penetrujący szufladę zwaną dream popem. Posłuchałem na zachętę dwóch utworów i już wiedziałem, że czym prędzej trzeba kupić ich płytę. Czy spełni pokładane w niej nadzieje? O tym przekonam się już wkrótce, gdy tylko listonosz zapuka do mych drzwi. Niemniej, trzeba wspierać młodych, zdolnych twórców, bo bez wsparcia i zaangażowania słuchaczy daleko nie zajadą. W dzisiejszych czasach nie jest problemem nagrać płytę, ale sztuką jest się wybić z tego gąszcza zespołów i dotrzeć ze swoją muzyką do ludzi. Owszem, jest internet, który ułatwia sprawę, ale nawet on nie daje gwarancji odniesienia sukcesu. Zbyt duża konkurencja, która nie tylko potrafi zdeprymować, ale i skutecznie zatopić grupę w jednolitej masie. Tu trzeba mieć nie tylko świetną muzykę, intrygujący wygląd, ale i masę szczęścia, okupionego mozolną pracą. Zarówno Sexy Suicide jak i Vökuró to zespoły, które zasługują na to by wyłowić je z tej masy i odkryć dla nieco szerszej publiczności. Dobrze by było gdyby jeszcze nasze komercyjne rozgłośnie radiowe wspierały i promowały takich artystów, a nie mieliły po setny raz te same stare nagrania. Niestety, odkąd marketing wkroczył w sferę muzyki, skończyły się dla niej dobre czasy. Teraz wszystko jest wyliczone, poparte badaniami, a margines błędu zredukowany do zera. Spontaniczność, gust i wiedza prezenterów muzycznych, są czynnikami nie tyle niepożądanymi, co wręcz czymś co skutecznie wytępiono z tego typu rozgłośni. Człowiek przecież jest czymś z natury niedoskonałym, więc jakże może on dobierać muzykę w naszym doskonałym radiu. Program komputerowy, wie przecież lepiej czego chcą słuchacze. Ciśnie mi się na usta tylko pytanie - skoro jest tak dobrze, to dlaczego jest tak źle? Przydałoby się, aby wszystkie te cholerne wyliczenia, zmiotła jakaś porządna nawałnica wraz z całą tą bandą głupców od marketingu, którym wydaje się, że znają się na muzyce. Niech smażą się w piekle wraz z tymi swoimi algorytmami oraz w towarzystwie wszystkich hitów, którymi przez lata katowali słuchaczy.

Jakub Karczyński

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz