Czytając dziś wywiad z Janem Chojnackim, natknąłem się na zdanie, które dość mocno mnie zaintrygowało. Wypowiedział je znajomy dziennikarza, który przeprowadzał wywiad z panem Janem. Notabene ta osoba również wywodziła się ze środowiska dziennikarskiego. Zdanie to zastanowiło mnie na tyle, że do teraz próbuję rozgryźć jego znaczenie. Owe słowa brzmiały tak: "Nigdy nie słuchaj starej muzyki, bo się przywiążesz". Była to ponoć rada, ale jakże ją odczytać? Czy jako przestrogę, czy jako zachętę. Co prawda początek wskazuje, że mamy trzymać się od tej muzyki jak najdalej, ale z kolei druga część sugeruje, że jest w niej coś co może skraść nasze serce i duszę. A cóż przecież może być piękniejszego, niż zatracenie się w muzyce bez opamiętania? Widzę jeszcze jedną możliwość interpretacji tych słów. Być może autorowi chodziło o to, aby nie wkraczać na ten teren, bo można tam utknąć na zawsze. Trzeba przecież żyć tym co tu i teraz, a nie nurzać się w przeszłości. Niby racja, ale jakoś trudno mi temu w pełni przyklasnąć. Niemniej zgadzam się z tym, że jak ktoś już zagłębi się w muzykę minionych lat, to naprawdę ciężko powrócić z takiej wyprawy. To trochę tak, jakby po latach jedzenia wyrobów czekoladopodonych, ktoś zaoferował ci spróbowanie prawdziwej czekolady. Po jej zjedzeniu, nie chcesz już wracać do tej namiastki, którą wciskano ci całe życie. Nie ma sensu, tutaj masz wszystko to co najlepsze. I tak też jest z muzyką sprzed lat, która to jest jak owa czekolada, zawiera w sobie całą kwintesencję i smak, którego się nie zapomina. Oczywiście z punktu widzenia młodych ludzi, jest to jakiś zamierzchły relikt przeszłości, której to słuchają co najwyżej stare dziady po pięćdziesiątce, ale opinie owe trzeba złożyć na karb ich ignorancji muzycznej. Śmiem wątpić czy gdyby poznali muzykę tamtych dekad, równie ochoczo wygłaszaliby swoje sądy. Krytykujemy zazwyczaj to czego nie rozumiemy, nie lubimy albo nie znamy. Ileż to razy dane mi było wysłuchać opinie o rzeczach, o których wypowiadające się osoby, miały pojęcie bliskie zera. Sądy wyrażane o albumach po wysłuchaniu jednej, singlowej piosenki, bywają tego najlepszym przykładem. Niemniej zostawmy to i nie zbaczajmy z kursu. Wróćmy do naszej rady i sposobu jej wykorzystania. Czy warto wziąć ją sobie do serca? Odpowiedź nie jest prosta, przynajmniej jeśli chcielibyśmy rozpatrywać ją w kategoriach dwubiegunowych - tak lub nie. Na szczęście mamy nieco szersze pole do udzielenia odpowiedzi. Stąd też sądzę, że warto zdać się na zdrowy rozsądek i czerpać pełnymi garściami z obu źródeł. Nikt nam przecież tego nie zabrania. Jeśli odnajdujemy zarówno tu jak i tam, coś co porusza nasze wnętrze, to czemuż mielibyśmy z czegoś rezygnować. Muzyka przecież nie ma terminu przydatności i nie psuje się wraz z jego upływem. Owszem, brzmienie może się zestarzeć, być niedzisiejsze, ale dobry utwór cały czas pozostaje dobrym utworem.
Jakub Karczyński