25 czerwca 2015

KRUCZE OPOWIEŚCI

Czasami próbuję sięgnąć pamięcią do chwil, gdy dopiero zaczynały kształtować się moje preferencje muzyczne. Staram się dociec co było tą iskrą, która roznieciła ogień. Co sprawiło, że muzyka stała się tak ważną częścią mojego życia. I choć towarzyszyła mi ona od najmłodszych lat, to dopiero gdzieś pod koniec szkoły podstawowej, zacząłem słuchać jej w bardziej świadomy sposób. Wcześniej chłonąłem muzykę lekką, łatwą i przyjemną, o której dziś myślę z lekkim zażenowaniem. To właśnie grzechy dzieciństwa, które skrywamy pod łóżkiem w metalowym pudełku, szczelnie zamkniętym na kłódkę. Kluczyk już dawno temu utopiony w stawie, ale mimo wszystko strzeżemy pudła w obawie przed jego rozszczelnieniem. Spuśćmy więc litościwie zasłonę milczenia na okres błędów i wypaczeń i skierujmy się nieco dalej. 

Tak jak już wcześniej wspomniałem, świadomość muzyczną zyskałem gdzieś pod koniec szkoły podstawowej. Stało się to jak mniemam za sprawą pewnego kruka. Zatoczył on nade mną krąg i przykrył mój świat swymi czarnymi skrzydłami. Skąd wziął się ów mroczny przybysz? Czyżby z kart literatury? Nie, o twórczości Edgara Allana Poe, nie wiedziałem wtedy zupełnie nic. Nadleciał on wprost z filmu "Kruk" (reż. Alex Proyas, 1994), który musiał wpaść mi w ręce w jakiejś wypożyczalni kaset video lub też zobaczyłem go w telewizji. Tego już niestety nie pamiętam. Faktem jest, że zrobił on na mnie na tyle duże wrażenie, że po pewnym czasie, zakupiłem sobie kasetę ze ścieżką dźwiękową do tego filmu. To właśnie tam, po raz pierwszy zetknąłem się z nazwą The Cure i to ona wyznaczyła kurs moich dalszych poszukiwań muzycznych. 


Gdyby nie utwór Burn grupy The Cure, kto wie jak ukształtowałyby się moje upodobania muzyczne. Być może w ogóle nie słuchałbym muzyki, albo konsumowałbym to, co podsunie mi radio Bzdet czy RFN FM. Na szczęście stało się inaczej, za co jestem dozgonnie wdzięczny Robertowi Smith'owi. Można by rzec, że zamieszczając na tej kompilacji, jeden ze swych najpiękniejszych utworów, wyrwał mnie ze szponów tandety. Pozostali artyści także nie poszli na łatwiznę i stworzyli nad wyraz udaną i spójną płytę. Tak genialnie zestawionej ścieżki dźwiękowej, z tyloma świetnymi utworami, ze świecą dziś szukać. Pomimo że znalazło się tu spore grono artystów, których twórczość nie jest szczególnie bliska mojemu sercu, chylę przed nimi czoła. Udało im się stworzyć pewną zwartą całość, która dobrze koresponduje z obrazem, ale też broni się w oderwaniu od niego. Jeżeli jest jeszcze ktoś na tym świecie, kto nie słyszał tej muzyki, to niech szybko nadrabia zaległości. Kto wie, być może kruk skradnie także Wasze serce, tak samo jak zrobił to przed laty z moim.  

W filmie "Kruk" padają słowa: "Dzieciństwo kończy się z chwilą, gdy uświadomisz sobie, że umrzesz". Gdyby odnieść je do muzyki, można by rzec, że dzieciństwo muzyczne, kończy się w chwili gdy uświadomisz sobie fakt, że zaczynasz słuchać muzyki głową, a przestajesz nogami. Moje dzieciństwo skończyło się wraz z pierwszymi dźwiękami utworu Burn i lepszego obrzędu przejście, nie mogłem sobie wymarzyć.

Jakub Karczyński

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz