19 października 2011

SIOUXSIE "MANTARAY" (2007)


Kiedy pojawiły się informacje o planach wydania pierwszej solowej płyty wokalistki Siouxsie & The Banshees, pomyślałem sobie, że na debiut nigdy nie jest za późno. I coś w tym jest, bowiem okazuje się, że w głowie tej jakże urodziwej pani, wciąż rodzą się intrygujące pomysły. Czekałem więc niecierpliwie na dzień premiery, ale skłamałbym gdybym powiedział, że nie żywiłem obaw.

Pierwszy kawałek zatytułowany "Into A Swan" jest jak walec, który przetacza się po uszach i nie dziwi mnie, że został wybrany na singla. Siouxsie śpiewa w nim "Czuję moc, której nie czułam dotąd" i trudno się z tym  nie zgodzić. Rzeczywiście, nabrała wiatru w żagle i prze do przodu z niebywałą siłą i charakterem. To, że posiada ostre pazurki było wiadome od zawsze, ale w dobie dominacji piosenek lekkich, łatwych i przyjemnych, nie trudno było je stępić. Szczęśliwie dla nas Siouxsie postanowiła przypomnieć nam o tej ciekawszej stronie swojej twórczości. "About To Happen" ze swym jakże wpadającym w ucho rytmem, wydaje się nawiązaniem do twórczości Franz Ferdinand, jednakże jest to tylko delikatny ukłon i raczej działa to na zasadzie luźnych skojarzeń. Ukłonów na tej płycie jest więcej, jak choćby w "Here Comes That Day". Naszej gwieździe zamarzyło się chyba stworzenie muzyki do kolejnego Bonda, bowiem  ten właśnie kawałek brzmi, jakby żywcem był wycięty z jakiegoś soundtracka firmowanego pieczątką 007. Skojarzenia filmowe budzi też "Loveless", a to za sprawą skrzypiec, które pełniąc rolę tła, nadają utworowi przestrzenny i nieco majestatyczny charakter. Siouxsie czaruje swoim głosem i sprawia, że poddajemy się klimatowi płyty. Szkoda tylko, że nie wszystkie kompozycje są takie przekonujące jak "Into The Swan". Z niektórych wieje po prostu nudą. Jeśli jeszcze jestem w stanie poddać się nastrojowi jaki panuje w "If Doesn't Kill You", tak już przy "One Mile Below" odliczam czas do końca utworu. Nieco dziwny "Drone Zone" wyrywa na chwilę z marazmu, ale daleko mu do wywołania jakiegoś wielkiego poruszenia. Ot przyzwoity utworek, budzący w człowieku jakiś taki niepokój. Końcówka płyty także nie należy do wybitnych i jeśli już miałbym coś wyróżnić to byłaby to kompozycja "They Follow You". Przykro to mówić, ale momentami ta płyta zaczyna po prostu nurzyć. Dużo bardziej podoba mi się to drapieżne oblicze Siouxsie i w takim repertuarze widziałbym ją na kolejnej płycie.

Podsumowując. Płyta "Mantaray" ujmy Siouxsie nie przynosi, ale jednocześnie nie sprawi, że jej dotyczasowi przeciwnicy upadną na kolana i będą błagać o przebaczenie. To raczej propozycja dla dotyczasowych fanów tej pani. Szkoda, że momentami zabrakło ognia i ciekawych pomysłów, ale mimo wszystko krzyżyka na Siouxsie nie stawiam. Gdybym miał jej coś doradzić to proponowałbym kupić porządny pilnik do zaostrzenia pazurków.  

Jakub "Negative" Karczyński 
 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz