„Zawsze uważałem, że teksty rock'n'rolowe to najgorszy rodzaj literatury, więc chciałem spróbować napisać coś, co miałoby głębię powieści. Złożyłem więc całą historię Cyberpunxu, jakby to było libretto opery, a następnie napisałem piosenki, aby pasowały do jej części. W skrócie historia rozgrywa się w przyszłej wojnie między Unią Europejską a państwami arabskimi i jest opowiedziana oczami jednego z bohaterów, sieroty, który dorasta w dżungli, zostaje europejskim pilotem helikoptera, zakochuje się w dziewczynie z drugiej (arabskiej) strony, dezerteruje, zabiera dziewczynę na stację kosmiczną. Tam dziewczyna zachodzi w ciążę, następnie ulega uszkodzeniu mózgu, staje się zagorzałym przestępcą i kończy umierając jako zakładnik."
Historia może nie powala na kolana, ale kto wie jakby to wyglądało, gdyby zespół postawił na swoim. Czemu jednak zamysł artystyczny nie doszedł do skutku? Otóż, na przeszkodzie stanęła wytwórnia płytowa, która kategorycznie odmówiła wydania płyty w takim kształcie. Po burzliwych negocjacjach, zespół niechętnie przystał na sugestie i zmiany zaproponowane przez wytwórnię, czego w przyszłości miał bardzo żałować. Idąc jednak w zaparte, ryzykowali, że wytwórnia w ogóle nie wyda tej płyty. Interes artystyczny rzadko kiedy zgadza się z interesem wytwórni, która kieruje się w głównej mierze potencjalnym zyskiem. Te dwie koncepcje są niezwykle trudne do pogodzenia, stąd też między obiema stronami dochodzi do większych lub mniejszych tarć. Efektem tego jest to, że otrzymaliśmy album, który choć w ogólnym odbiorze wypada bardzo ciekawie, to jednak trudno odnaleźć w nim sensowną linię narracyjną i zrozumieć zamysł twórcy. Wpływ na to miała nie tylko zamiana kolejności nagrań, ale i usunięcie niektórych z programu płyty. Chcąc wyobrazić sobie jak mogłaby wyglądać ta płyta, zmuszeni jesteśmy sięgnąć nie tylko po album "Cyberpunx", lecz również po EP-kę "Finland", na której to znalazły się tak zwane odrzuty w postaci Fire And Forget i Forests oraz płytę "War Against Sleep" (1992), gdzie zamieszczono nagrania Why oraz Lullaby. Nie wiem dlaczego dopiero teraz zdecydowałem się na zakup wspomnianej EP-ki, wszakże każde nowe nagranie Cassandra Complex jest na wagę złota. To, że wciąż są istotną częścią muzycznej układanki, udowodnili na swym ostatnim albumie "The Plague" (2022). Cieszę się, że zespół wciąż jest aktywny, tak na polu koncertowym jak i wydawniczym. Liczę na to, że Rodney powróci kiedyś do pomysłu wznowienia albumu "Cyberpunx", w formie takiej, jaką sobie wymarzył. Trzymajmy za to kciuki, bo przecież to wolność artystyczna jest podstawą wszelkich działań twórczych.
Jakub Karczyński
uwielbiam Cassandrę od czasu gdy pierwszy raz w radio w audycji Beksińskiego usłyszałem (i nagrałem oczywiście na kasetę) płytę Theomania [czyli od dnia 3 lutego 1991 r. jak sprawdziłem] - ale mimo iż płytę Cyberpunx od połowy lat 90-tych miałem oryginalny cd (nie mam pojęcia co się z nim stało i gdzie mi ten cd zaginał) i katowałem wielokrotnie - to dziś z perspektywy wielu lat uważam, że to akurat jedna ze słabszych pozycji w twórczości Rodneya i spółki. może nie najsłabsza bo War against sleep nie cierpię szczerze - to jednak daleko jej do absulutnie fantastycznych wydawnictw takich jak właśnie theomania czy sex & death albo nawet i Grenade....
OdpowiedzUsuńMoje pierwsze doświadczenia z The Cassandra Complex, to album "War Against Sleep", który to zasłyszałem w programie "Nawiedzone Studio" na falach Radia Afera. Do dziś uwielbiam ten album i byłem przekonany, że poza "Theomanią" to właśnie on jest najbardziej doceniany w ich dyskografii. Jak widzę, nie przez wszystkich ;) "Cyberpunx" z kolei podoba mi się dużo bardziej od "Grenade", którego do dziś nie zakupiłem, a od "Sex & Death" wolę "Wetware" czy "The Plague". W ogóle uważam, że ten ich ostatni album to rzecz z gatunku the best of. Mam nadzieję, że to nie ich ostatnie słowo.
Usuń