27 czerwca 2018

CATASTROPHE BALLET - MENSCHENFEIND (1997)

Wpisując w wyszukiwarkę frazę Catastrophe Ballet prędzej wyświetlą się wam informacje o drugim albumie Christian Death aniżeli wiadomości o tej niemieckiej grupie. Nie ma w tym nic dziwnego bowiem Catastrophe Ballet nigdy nie dorobili się takiego statusu jak The Sisters Of Mercy czy Fields Of The Nephilim, z których to zdejmowali miarę, gdy tworzyli swój własny garnitur. Nie pamiętam kiedy natknąłem się na nazwę Catastrophe Ballet po raz pierwszy, ale jak się odpowiednio długo przekopuje cmentarzysko gotyckiego rocka to prędzej czy później wykopie się ich trumnę. Nie bez przyczyny przywołałem tę cmentarną poetykę bowiem w 2013 roku grupa zawiesiła działalność i złożyła swój dorobek do takowej trumny. Od razu zaznaczę, że nie znam całego ich dorobku choć to co mam i tak stanowi niemal połowę ich dyskografii. W swej płytotece posiadam tylko dwa ich albumy - "Modern Primitives" (2000) oraz recenzowany tu "Menschenfeind" (1997) rozszerzony jednakże o wybór nagrań z trzech płyt wydanych pomiędzy latami 1990 a 1993.

"Menschenfeind" to album, o którym można powiedzieć wiele, ale na pewno nie to, że podąża utartymi ścieżkami wydeptanymi butami gotyckich grup. Powiem więcej, to album, który z tą stylistyką łączy chyba tylko ponury nastrój bowiem cała reszta bliższa jest dokonaniom sceny industrial i to miłośnicy takowych brzmień powinni uważniej nastawić uszu. Jeśli kiedykolwiek zastanawialiście się jak brzmiałby industrial przefiltrowany przez wrażliwość gotyckiego rocka to odpowiedź macie na wyciągnięcie ręki. Nie wiem czy Catastrophe Ballet zapragnął być drugim Ministry, ale robił wiele by tak właśnie się stało. Środkowy okres lat dziewięćdziesiątych w ogóle był niezwykłym czasem pod tym względem bowiem także kilka innych grup zapragnęło przebrać się w nieco inne fatałaszki. Być może podyktowane było to chwilową modą, ale nie wszyscy wyszli na tym na swoje. Wystarczy posłuchać takich albumów jak "Blue" The Mission czy "Wild Mood Swings" The Cure, aby zorientować się, że były to ślepe uliczki w karierach tych zespołów.  "Menschenfeind" niestety również należałoby dopisać do tejże listy bowiem niewiele tu momentów chwytających za serce. Album rozpoczyna się co prawda wyśmienicie od nagrania Love Is Death & Death Is The Only Love i równie wyśmienicie się kończy, za sprawą Maybe Just Once (Menschenfeind) lecz pomiędzy mamy sporych rozmiarów pustkę. Love Is Death & Death Is The Only Love stanowi doskonałe wprowadzenie w gotycką naturę zespołu. Industrialne pierwiastki wyczuwalne w muzyce nadają jej odpowiedniego kolorytu i dobrze komponują się z całością. Gorzej gdy owe proporcje ulegają odwróceniu jak ma to miejsce w kolejnych utworach. Zespół zbyt szybko zrzucił z siebie ten gotycki anturaż bez, którego muzyka utraciła wiele ze swego uroku. Industrialny trans wyparł niestety również ciekawe melodie, bez których ciężko stworzyć interesującą płytę. Parafrazując słowa piosenki Piąty bieg grupy Budka Suflera można by rzec, że melodia jest jak w trasie piąty bieg. I tak też jest w tym przypadku, gdy muzyka zaczyna zatracać melodię tworzy nam się taka niemal jednolita masa, z której to trudno cokolwiek wyłowić. Być może dla miłośników industrialu owy trans stanowi wartość nadrzędną niemniej wolałbym, aby to melodie nadawały ton temu albumowi. Niestety tak się nie dzieje przez co trudno uznać "Menschenfeind" za szczególnie udaną pozycję tak w dorobku Catastrophe Ballet jak i w ogóle na tle gotyckiego rocka.

Nie mam nic przeciwko poszerzaniu formuły danego stylu, nawet wręcz cieszę się gdy dany artysta podchodzi nieszablonowo do swojej muzyki, niestety jeśli brakuje interesujących pomysłów to samo wyjście poza obręb danego stylu niczego nie daje. Wydaje się więc, że cały ten industrial w twórczości Catastrophe Ballet to tylko chwilowa moda, która tak szybko jak się pojawiła tak też szybko zanikła. Być może sami muzycy doszli do wniosku, że nie tędy droga bowiem kolejna płyta była już diametralnie inna. "Menschenfeind" nie jest może najlepszym wprowadzeniem w świat dźwięków grupy niemniej jest to pewien zapis tamtych czasów, gdy za sprawą Marilyn Mansona industrialny rock wkroczył na salony. Wielu chciało ogrzać się w jego blasku, jednak nie każdemu dane było zrobić równie spektakularną karierę. Z pewnością nie zrobiło jej Catastrophe Ballet, ale nagrywając takie albumy jak "Meschenfeind" trudno liczyć na przychylność słuchaczy.

Jakub Karczyński

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz