06 listopada 2017

NOWA RZECZYWISTOŚĆ

Choroba nie wybiera, łapie wszystko co jej w ręce wpadnie. Tym razem padło na mnie, stąd też moje domowe uziemienie i izolacja od świata. Napisałbym, że w końcu będzie można ponadrabiać płytowe zaległości, ale wraz z upływającym czasem coraz mniej w to wierzę. Nie, nie o to chodzi, że nie ma czasu, bo zawsze wygospodaruję chwilkę czy dwie na posłuchanie muzyki, niemniej jest jej tyle, że przerasta to możliwości przerobowe jednego człowieka. To "zabawa" bez końca. Teraz wiem co czuł biedny Syzyf. Po dołączeniu do składu nowego członka rodziny, to już w ogóle zmienił się tryb funkcjonowania. Nie, nie narzekam, po prostu na nowo składam przestrzeń i staram się znaleźć na wszystko czas i miejsce. Oczywiście są rzeczy ważne i ważniejsze, którym trzeba poświęcić swój czas. Muzyka siłą rzeczy musi ustąpić miejsca nowo przybyłej istocie, ale i tak nie jest źle. Jakoś funkcjonuję nie zaniedbując żadnej ze sfer. Sądziłem, że blog pójdzie w odstawkę lub przynajmniej wpisy będą pojawiać się rzadziej. Nie wykluczam jeszcze takiego scenariusza, ale póki co, działam na pełnych obrotach, starając się nie utonąć w zalewie płyt. 

W odtwarzaczu kręci się właśnie Lycia z albumem "Empty Space" (2003), którą to zakupiłem jakiś czas temu. Chyba dawno skoro nie potrafię sobie tego przypomnieć. Musiałbym sięgnąć do moich zapisków, aby uchwycić ten moment w czasie. Nie to jednak jest istotne, a bardziej fakt, że w kolejce do odtwarzacza już czeka osiemdziesiąt innych płyt. Dziś ze skrzynki wyjąłem jeszcze The Church "Hologram Of Baal" (1998), a wkrótce listonosz powinien dostarczyć albumy Soror Dolorosa "Apollo" (2017), Liquid Divine "Get Off My Planet" (2016), Ep-kę Cigarettes After Sex jak i nieco staroci takich jak Public Image Limited "First Issue" (1978), Lloyd Cole "Don't Get Weird On Me, Babe" (1991). Ta ostatnia pozycja to album bardzo ceniony przez Artura Rojka, do którego akurat w sprawie muzyki mam wielkie zaufanie. Jeśli dodać do tego fakt, że właśnie znajdujemy się w najgorętszym sezonie, kiedy to nowe płyty wyskakują ze wszystkich stron, to nic tylko palnąć sobie w łeb z tego dobrobytu. No, ale to moje marudzenie pomału staje się normą, więc już opuszczam litościwie kurtynę milczenia i zabieram się za słuchanie. Wszak jeśli ktoś kocha muzykę to wie, że w tej zabawie nie da się wcisnąć przycisku stop, ani nawet pauzy. Tutaj sprawa wygląda inaczej albo wsiadasz na ten statek albo patrzysz jak odpływa w siną dal. Przed laty Kazik śpiewał, że: "Odpływa już ostatni statek z tych stron, nikt cię potem nie zabierze, będzie lament i łamanie rąk..." i choć nie miało to nic wspólnego z muzyką, to w odniesieniu do tego co pisałem powyżej, ma to również jakiś tam sens.

Jakub Karczyński

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz