Są takie dni, nawet latem, gdy niebo ma kolor stali, a chmury smagane silnym wiatrem, pośpiesznie przesuwają się po nieboskłonie. Gdy w powietrzu pachnie deszczem, a jaskółki obniżają swój lot, znak to, że czas zapalić świeczki i wypełnić przestrzeń nastrojową muzyką.
W swoich zbiorach znalazłbym zapewne kilkanaście takich płyt, które doskonale komponowałyby się z taką pogodą, ale w pierwszej kolejności sięgnąłbym po ostatni, niezwykle subtelny album grupy Cranes. Ten beztytułowy krążek, wydany w 2008 roku, czaruje słuchacza niezwykłym nastrojem, wykreowanym przy niezwykle skromnym instrumentarium. Po raz kolejny okazuje się, że mniej znaczy więcej. Słuchając tej muzyki można zapatrzeć się w dal i obserwować festiwal odbywający się na niebie. Głos Alison Shaw będący oryginalnym wyróżnikiem zespołu, utuli wasze skołatane myśli i zabierze was w niezapomnianą podróż. Ten dziecięcy głos, poprowadzi was dawno zapomnianymi ścieżkami do świata pełnego barw i tajemnic. Gdybym miał się posłużyć porównaniem literackim, przyrównałbym ten album do świata wykreowanego na kartach książek "Tajemniczy ogród" i "Alicji w krainie czarów". Aura niesamowitości spowija cały ten album, a subtelny głos Alison, brzmiący jak głos zagubionego dziecka, dopełnia charakteru całości. Wśród jedenastu utworów zawartych na tymże albumie, próżno szukać tu jakiś mocniejszych akcentów. Wszystkie nagrania mają jednolity nastrój, który otacza słuchacza niczym pajęczyna muchę. Ciężko się od nich uwolnić, ale jeśli pająki potrafią tak śpiewać jak Alison, to ja jestem skłonny dać im się pożreć. Jednolitość nastroju paradoksalnie nie sprowadza ze sobą poczucia znużenia, co świadczy o dobrym poziomie kompozycji. Każda czymś urzeka, więc nawet trudno mi tu wskazać jakieś ewidentne potknięcia. Bez problemu za to potrafię wyróżnić trzy prawdziwe perły tego albumu. Bezapelacyjnie jest to nagranie Invisible, poprzedzające je Collecting Stones oraz wieńczący całość utwór High And Low. Tutaj już po prostu mamy do czynienia z samą magią, której nie sposób się nie poddać. Takich kompozycji może pozazdrościć im niejedna gwiazda dream popu z Mercury Rev na czele. Uchylam więc kapelusza i kłaniam im się w pas, czekając na kolejny przelot Żurawi.
Jeżeli nie mieliście przyjemności zetknąć się jeszcze z tym zespołem, to zachęcam do sięgnięcia po ich płyty. Subtelność ich muzyki zapewne skradnie niejedno serce, a czar zawarty w głosie Alison, urzecze wszystkich tych, dla których emocje i piękno, są najważniejszymi składnikami w muzyce. Otwórzcie więc drzwi waszych serc i wpuście tam dźwięki, których piękno wzbogaci nie tylko serce, ale i duszę.
Jakub Karczyński