Co mają wspólnego
Kate Moss, Brian Hodges i dom mody Guerlain? Te trzy elementy łączy nazwa – The
Blue Hour, która dla każdego z nich jest czymś zgoła odmiennym. Dla pani Kate
pod tą nazwą kryją się ulubione perfumy, dla Briana to jego projekt muzyczny, a
dla domu mody Guerlain to jeden z setek produktów, który można sprzedać bogatej
klienteli.
Jako, że nie niniejszy blog nie zajmuje się perfumami, ani
też promowaniem domów mody, pozostaje nam przyjrzeć się Brianowi, będącemu
niegdyś członkiem gotyckiego zespołu Black Atmosphere. Swoje nowe pomysły postanowił zrealizować pod tajemniczym szyldem The Blue Hour.
Zanim jednak oddamy się muzycznym
rozważaniom, warto wyjaśnić co oznacza nazwa tego projektu. Otóż, błękitna
godzina ( l’heure bleue) to sformułowanie, którym posługują się Francuzi na
określenie pory dnia, gdy na niebie nie ma już słońca, a jeszcze nie widać
gwiazd. Wtedy to następuje coś, co sprawia, że świat przybiera kolor niebieski.
Wszystko to za sprawą naszych oczu, w siatkówce, których znajdują się pręciki i
czopki. Te pierwsze są bardziej wrażliwe na światło, lecz nie rozróżniają barw
poza niebieską i zieloną. Czopki zaś różnicują barwy i umożliwiają ostrzejsze
widzenie, ale przestają pracować gdy jest za mało światła. Dlatego gdy nastaje
zmrok, nasze oczy tracą możliwość postrzegania pełnej palety barw, ograniczając
się do tych dwóch wspomnianych wcześniej kolorów.
Foto: Griego |
Chcąc się przyjrzeć początkom darkfolkowego
projektu The Blue Hour musimy cofnąć się do roku 1993. Wtedy to pomysły zebrane
w głowie Hodgesa przybrały kształt Niebieskiej godziny. Jednakże nim na rynek
trafił debiutancki album, trzeba było jeszcze odczekać osiem długich lat.
Wprawdzie wydano trzy kasety, jednak ich zasięg oddziaływania miał charakter
lokalny i należy przypuszczać, że zdobycie ich graniczy dziś z cudem. Dobrze
jednak, że muzyka tworzona przez The Blue Hour wpadła w ucho Tony’emu
Wakefordowi z Sol Invictus, który dwa razy zamieścił nagrania Hodgesa na
składankach firmowanych przez jego wytwórnię Turse. Na szczęście na The Blue
Hour poznała się polska wytwórnia Perun, która w 2001 roku wydała „Evensong”
będący debiutem „grupy”, a trzy lata później także drugi album „The Windless
Path (2004). Warto wspomnieć, że przy nagrywaniu debiutu Hodges skorzystał z
umiejętności swego kolegi Christopha Gladisa z grupy Black Atmosphere, który
zagrał na dwunastostrunowej gitarze akustycznej, gitarze elektrycznej oraz
zajął się programowaniem. Z kolei udział Toma Mollero ograniczył się do
odegrania partii perkusyjnych w trzech utworach.
Foto: Ole |
Muzyka The Blue Hour to nawiązanie do dark
folku spod znaku Current 93 czy też wspomnianego Sol Invictus. Nie dziwi więc
wykorzystanie na „Evensong” kompozycji tych ostatnich będącej czymś w rodzaju
hołdu i podziękowań dla Tony’ego Wakeforda, który był nie tylko propagatorem
dokonań Hodgesa, ale również źródłem inspiracji twórczej.
Muzyka tworzona pod szyldem The Blue
Hour to delikatne i melancholijne dźwięki wykreowane przy pomocy gitary
akustycznej, głosu i ambientowych plam dźwięku. Próżno tu szukać zadziorności.
To raczej idealny podkład do jesiennej aury, którą przychodzi nam kontemplować
z filiżanką dobrej herbaty. Prostota bijąca z tej muzyki jest jej
niezaprzeczalnym atutem, dzięki któremu słuchacz ma wrażenie obcowania z naturą
zaklętą w dźwięki. Zresztą sam Hodges twierdzi, że siła drzemie w prostocie: „Rzeczy proste są piękne. Nie cierpię
przeładowanych, rockowych produkcji, z tych ich migającymi światłami i
fantazyjnymi ciuszkami muzyków.” Postrzega on swoją twórczość i siebie
samego w dość osobliwy sposób. „Wolę
raczej myśleć o sobie jako o kontynuatorze tradycji bardów niż jak o członku
zespołu rockowego. Tradycja ballady została zachowana w społeczności
europejskiej jako część naturalnego, kulturowego dziedzictwa. Tymczasem
popkultura, przeciwnie, jest czymś sztucznym i dlatego musi być „sprzedawana”
konsumentom”.
The Blue Hour to twór z założenia
niekomercyjny. Już sam charakter tego jednoosobowego projektu mówi wiele o jego
twórcy, który dobierając sobie współpracowników realizuje tak właściwie własną
wizję. Jak wyjaśnia jest to dla niego bardzo naturalne podejście. „Lubię tworzyć samotnie, a potem prezentować
efekty mej pracy innym. Dla mnie człowiek z gitarą jest jak pisarz lub filozof
z piórem i kartką papieru lub jak malarz z paletą barw. Ten układ odzwierciedla
najbardziej naturalny początek twórczego procesu. Odnosi się do aktu
samorealizacji artysty, jest manifestacją jego indywidualności, bez wchodzenia
w jakiekolwiek relacje z otoczeniem, bez poddawania się presji oczekiwań
innych. To czysty proces”. I taka też jest ta muzyka, pełna szczerości,
naturalności i subtelności, które odkrywamy z każdym kolejnym przesłuchaniem.
Jakub Karczyński
PPS Niniejszy artykuł pierwotnie ukazał się drukiem w fanzinie "Radiomagnetoff/on", który to miałem przyjemność redagować przed laty.
Dyskografia:
- The Windless Path
Perun 2004
- Evensong
Perun 2001