26 maja 2023

DO IT YOURSELF


Natknąłem się niedawno na informację, że w Krakowie odbywa się festiwal poświęcony zinom. Przyznam, że niezwykle zaskoczyła mnie ta informacja bo nie przypuszczałem, że ktoś w dobie Internetu, poświęca jeszcze czas na tworzenie tego typu wydawnictw. Po wsłuchaniu się w treść wywiadu z twórcami tego festiwalu okazuje się jednak, że będą tam wystawiać się głównie twórcy tak zwanych art zinów, zinów literackich i komiksowych. Smutne to nieco, że obszar muzyczny jest tu właściwie nieobecny, a przecież niegdyś to właśnie muzyka nadawała ton tego typu wydawnictwom. Niestety wraz z rozwojem technologii, idea drukowanego zina straciła rację bytu. Internet sprawił, że informacje można było wyszukać w sieci za pomocą kilku kliknięć więc twórcy papierowych zinów, chcąc nie chcąc, musieli przenieść się do Internetu. Zyskali z pewnością większe grono odbiorców jak i możliwość bieżącej publikacji. Już nie trzeba było gromadzić przez pół roku informacje, redagować, drukować i rozsyłać. Wszystko to było na wyciągnięcie ręki. Pomimo niezaprzeczalnych zalet, szkoda mi trochę tych papierowych zinów, które pomimo swego amatorskiej formy, miały wiele uroku. To właśnie na ich łamach można było dotrzeć do informacji, których nawet dziś próżno szukać w Internecie. Nie wszyscy twórcy bowiem dali się złapać w internetową sieć. Wielu po prostu zaprzestało publikacji. Cieszę się więc, że udało mi się jeszcze załapać na kilka numerów zina Cold, który to niezwykle interesująco opisywał wydawnictwa jak i twórców z takich nurtów jak coldwave, gothic, death rock, psychodelia czy neofolk. To tam można było przeczytać o zespołach, o jakich w większości nie pisało się w oficjalnej prasie. To im udzielali wywiadu twórcy zamieszkujący na co dzień muzyczne podziemie, które aż kipi od nadmiaru dźwięków. Miłośnicy sceny industrialnej, dark ambientu, czy awangardy, mieli do dyspozycji bardzo profesjonalne w formie i treści wydawnictwo Hard Art, które to ukazywało się jeszcze do 2019 roku. Niestety i ono zamilkło. Niektóre numery są jeszcze dostępne w sklepie internetowym serpent.pl więc zainteresowanych odsyłam pod ten właśnie adres.

Zgodnie z duchem Do It Yourself (DIY) sięgam sobie właśnie po kapele z nurtu punk rock, które powołały ten etos do życia. Brak środków finansowych sprawiał, że trzeba było wytężyć szare komórki by stworzyć coś z niczego. Chciałeś mieć gitarę, ale nie było cię na nią stać, to musiałeś zrobić sobie ją sam. Nie było innej rady. Tak właśnie tworzyły się podwaliny punk rocka, a idea DIY sprawiła, że niemożliwe nagle stało się możliwe. Pieniądza to nie problem jeśli masz smykałkę do kombinowania i odnajdywania rozwiązań tam, gdzie inni widzą tylko problemy. Posłuchajcie sobie pionierów punk rocka, którzy przeszli drogę od krótkich piosenek opartych na trzech akordach, do muzyki post punkowej, operującej bogactwem brzmień i pomysłów. Ograniczeniem była tylko wyobraźnia twórcy. Obecnie obserwujemy trend zgoła odmienny. To technologia wyręcza człowieka w pracy twórczej. Najlepszym przykładem jest chatGPT, który nie tylko potrafi tworzyć teksty na zadany temat, ale i komponować piosenki. Technologia zastępuje nas już w tylu aspektach życia, że za chwilę nie będziemy do niczego potrzebni. Sami wyrzucimy się z boiska, oddając inicjatywę w ręce technologii. Lenistwo posunięte do granic absurdu. Zastanawiam się tylko czy aby to czego chcemy jest tym co dostajemy. Brzmi jakoś znajomo, prawda?

 

Jakub Karczyński 


17 maja 2023

MAŁY NEMO


O życiu często decyduje przypadek. Ci, którzy się z tym nie zgadzają, mogą podmienić sobie słowo przypadek na przeznaczenie, bóg czy cokolwiek innego. Ja pozostanę przy tym pierwszym wariancie, bowiem za moim ostatnim odkryciem muzycznym stał algorytm, który to wrzucił na moją playlistę, jeden z utworów grupy Little Nemo. Zrobił to jednak z takim wyczuciem, że zaproponowana kompozycja, wstrzeliła się w sam środek mojego muzycznego gustu. Utwór New Flood, bo o nim mowa, to nagranie, które otwiera album "Sounds In The Attic" (1989). W 1991 roku, dźwięki z tego wydawnictwa wybrzmiały także w audycji Tomasza Beksińskiego. W programie zaprezentowane zostały trzy nagrania, a były to Sandcastle, Tales Of The Wind oraz Fear In Colour. Tomek zwierzył się, że po zapoznaniu się z zawartością płyty, ponowną jej "lekturę" zaczynał zawsze od kompozycji Sandcastle. Nie ma się co dziwić, bo to niezwykle przebojowe nagranie, które wgryza się człowiekowi w pamięć, niczym zły pies w nogawkę listonosza.

Swoją drogą, warto zaznaczyć, że zdjęcie ilustrujące niniejszy wpis, powstało zanim doszperałem się informacji o związkach Tomka i Little Nemo. Tu już nie mam pewności czy stał za tym przypadek, bóg czy przeznaczenie, ale czy to, aż tak ważne? Uznajmy po prostu, że miałem nosa co do wyboru tła.

Zespół Little Nemo, zaczynał od klimatów post punkowych, by z czasem podryfować w kierunku new wave. Aż dziwne, że wcześniej na niego nie natrafiłem. No, może nie tak do końca. Skłamałbym gdybym powiedział, że to zespół kompletnie mi nieznany. Nazwa ta, przemknęła mi już kiedyś przed oczami, niemniej jak widzicie, muzyka dotarła do mnie z dużo większym opóźnieniem. Zachęcony utworem New Flood, sięgnąłem po cały album, który to nabyłem zupełnie w ciemno. Przeczucie i tym razem mnie nie zawiodło. Choć od jego stworzenia, upłynęło już ponad trzydzieści lat, to czas obszedł się z nim niezwykle łagodnie. Owszem, słuchać, że to muzyka minionych dekad, niemniej broni się doskonale do dziś dnia. Do kogo zatem adresowane jest to wydawnictwo? Przypuszczam, że najwięcej emocji, wzbudzi ono w osobach, które rozkochały się w dźwiękach takich grup jak Bazooka Joe, The Mission, The Church, All About Eve czy Echo & Bunnymen. Zachęcam jednak do zapoznania się z zawartością tej płyty także osoby, które sympatyzują z muzyką lat osiemdziesiątych, a które to mogły zwyczajnie przegapić to wydawnictwo. Zapewniam, że czas spędzony w towarzystwie tych dźwięków, nie będzie czasem straconym.


Jakub Karczyński