17 stycznia 2021

RED LORRY YELLOW LORRY - NOTHING WRONG (1988)


Już dawno powinienem odpalić silnik tej ciężarówki na łamach niniejszego bloga. Na swoje usprawiedliwienie dodam, że moje doświadczenie z tego typu pojazdami ogranicza się wyłącznie do resoraków stąd też mój brak śmiałości do tych kolosów. Red Lorry Yellow Lorry musiało więc nieco poczekać na moment przekręcenia kluczyka w stacyjce. Nie wiem co stało za decyzją, aby przybrać taką a nie inną nazwę, ale jest to jedna z dziwniejszych nazw jakie spotkałem na swej drodze. Lorry to ciężarówka, a przynajmniej tak nazwywają je Brytyjczycy bo Amerykanie używają częściej określenia truck. W gruncie rzeczy chodzi o to samo. My jednak nie będziemy tutaj zagłębiać się w kwestie lingwistyczne, ani też analizować rynku samochodów ciężarowych, ale przyjrzymy się płycie "Nothing Wrong", którą w 1988 roku sprokurowało Red Lorry Yellow Lorry. 

Lorries bo tak bywają nazywani przez swych fanów zawiązali się w 1981 roku w Leeds. Twórczej energii wystarczyło im zaledwie na dziesięć lat działalności, ale w tym czasie zdążyli nagrać pięć płyt po czym się rozpadli. Co prawda w 2003 roku nastąpiła reaktywacja, nawet stworzyli kilka utworów, ale nie wykrzesali z siebie odpowiednio dużo materii by starczyło na całą płytę. Chciałbym wierzyć, że będą jeszcze w stanie ją nagrać, ale póki co musimy cofnąć się w czasie i zadowolić się tym co nam pozostawili. Wybór albumu "Nothing Wrong" jak i grupy Red Lorry Yellow Lorry nie jest podyktowany kwestią przypadku, a złożyło się na to kilka czynników. Po pierwsze, skłoniła mnie do tego chęć rzucenia większego strumienia światła tak na zespół jak i jego dorobek, który zdaje się nie jest zbyt dobrze znany w naszym kraju. Jeśli już coś kojarzymy to zazwyczaj jest to debiutancki album "Talk About The Weather" (1985) stąd też rozmyślnie zrezygnowałem z jego prezentacji. Po drugie, grupa Red Lorry Yellow Lorry nie miałą jeszcze okazji zadebiutować na łamach "Czarnych słońc" co uważam za dość spore niedopatrzenie z mojej strony. I wreszcie po trzecie, prezentowany tu album ze wszech miar zasługuje na to by szepnąć o nim choć słówko. Kto wie być może w ten sposób otworzą się przed kimś drzwi do świata dźwięków o jakim nie miał do tej pory pojęcia.

Nie przedłużając już zagłębmy się w zawartość albumu "Nothing Wrong". Szybki ogląd spisu utworów unaoczni nam fakt, że grupa realizowała się raczej w krótkich formach bowiem średni czas utworu oscyluje wokół wartości dwóch minut i ośmiu sekund. W niczym to jednak nie przeszkadza, gdyż jak mawia Robert Smith czasem mniej znaczy więcej. Tak też jest w tym przypadku. Te piętnaście kompozycji, które składa się na ten album to kwintesencja tego co w mrocznych odmętach post punku najlepsze. Celowo nie piszę o gotyku bowiem sam zespół nigdy nie poczuwał się do bycia częścią tej sceny, wskazując raczej jako źródła swej inspiracji grupę Wire. Już pierwsze dźwięki nie pozostawiają wątpliwości, że czego jak czego, ale posępności i mroku to w muzyce grupy nie brakuje. Co ciekawe, album choć bardziej melodyjny od swych poprzedników nie wszedł na żadne listy przebojów.  Czyżby spadek formy? Nic z tych rzeczy. Wystarczy posłuchać takich nagrań jak Nothing Wrong, Hands Off Me, Big Stick czy Pushing On, aby zorientować się, że zespół wciąż jest na właściwym kursie. Utwór Big Stick to w mojej opinii najjaśniejsze światło tego bardzo udanego wydawnictwa. Mroczny, transowy i do tego bardzo szybko osadza się w pamięci. Niech jednak nikt sobie nie myśli, że dopuszczenie do głosu melodii to wyraz komercializacji brzmienia i granie pod dyktadno rynku. Co to, to nie. Paradoksalnie album "Nothing Wrong" okazał się być jednym z najmroczniejszych i najbardziej przygnębiających albumów w całym dorobku grupy. Jak widać można czasem upiec dwie pieczenie na jednym ogniu. Szkoda więc, że dziś przykrywa go gruba warstwa kurzu, a nazwa grupy znana jest jedynie najzagorzalszym fanom. Można się czepiać, że pierwsza połowa albumu prezentuje się nieco lepiej, niż jej druga połowa, ale jako całokształt płyta trzyma wysoki poziom i z pewnością zasługuje na uwagę. Lorries to niewątpliwie utalentowana grupa, która po prostu nie miała szczęścia by przebić się na powierzchnię. Recenzowany tu album z pewnością śmiało można postawić na swej półce wśród najlepszych dokonań nurtu post punk, ale niewielu dane będzie to zrobić bowiem zdobycie tej płyty wymaga nie lada wysiłku no i rzecz jasna środków. Warto jednak podjąć to wyzwanie by móc w zaciszu domowego ogniska delektować się jej zawartością. 

Płyta "Nothing Wrong" może nie odniosła sukcesu, ale Lorries nie są jedyni, którym nie dane było nasycić się pięcioma minutami sławy. Można by rzec, że to historia jakich wiele, ale pamiętajmy, że o wielkości płyty nie decyduje sukces komercyjny, lecz wartość artystyczna samego dzieła. Dotarcie do niego to już wysiłek spoczywający na barkach słuchaczy, jednak wszelkie trudy wynagrodzi wam z pewnością radość płynąca z jego zdobycia.

 

 Jakub Karczyński

 

PS Album ten ukazał się z dwoma różnymi wersjami okładki jednakże ten, który zaprezentowałem na zdjęciu wydaje mi się bardziej trafionym pomysłem. Drugą wersję można "podziwiać" wewnątrz książeczki dołączonej do tego wydawnictwa. Dodam tylko, że cudzysłów przy słowie podziwiać nie znalazł się tu przez przypadek.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz