Wydawało się, że po takim ciosie jakim było odejście tak charakterystycznej wokalistki jaką była Anneke van Giersbergen, zespół The Gathering skazany jest na unicestwienie, ewentualnie na stopniowe pogrążanie się w zapomnieniu. Taki przynajmniej jest los większości zespołów, którym przytrafił się podobny scenariusz. The Gathering na przekór wszystkiemu, postanowił nie składać broni. Nowy album miał być ich walką o życie, muzycznym być, albo nie być. Gdyby ją przegrali, nikt nie dałby im kolejnej szansy. Byłby to definitywny koniec tej jakże zasłużonej grupy.
When trust becomes sound to ostre otwarcie, jednak pozbawione partii wokalnych, jakby panowie nie mieli śmiałości zaprezentować nowej wokalistki. Niepotrzebnie, bowiem kolejne utwory udowadniają, że nowy nabytek Silje Wergenland radzi sobie równie dobrze co jej poprzedniczka. Obraca się w podobnej palecie wokalnej, ale nie ma tu mowy o próbie kopiowania. Silje doskonale opanowała tworzenie klimatu, atmosfery tajemniczości z lekką nutką melancholii. Umie też odnaleźć się w nieco dynamiczniejszych utworach jak choćby All You Are, dzięki czemu płyty słucha się z prawdziwą przyjemnością. Trudno wskazać najjaśniejsze punkty tego krążka, bowiem nie ma tu tak zwanych mielizn czy wypełniaczy. Osobiście zwróciłbym Waszą uwagę na takie utwory jak wspomniany już All You Are, The West Pole (duże brawa za partie instrumentalne), Capital Of Nowhere, Pale Traces oraz na dynamiczny A Constant Run.
Silje to nie jedyna wokalistka, którą możemy usłyszeć na tym krążku. W sesji udział wzięły także Anne van den Hoogen, której zdolności wokalne podziwiać możemy w jakże uroczym Capital Of Nowhere oraz Marcela Bovio śpiewającą w Pale Traces. Obie panie wywiązały się ze swych zadań nad wyraz sumiennie.
Niemniej największe uznanie należy się panom, bez których przyszłość The Gathering byłaby mglistym znakiem zapytania. To oni, pomimo że nie stoją w świetle jupiterów, a ich nazwiska znane są jedynie najzagorzalszym fanom, stworzyli tą jakże piękną muzykę. Udowodnili tym samym, że to oni byli sercem i napędem tej machiny.
„The West Pole” to nowy rozdział w historii tego holenderskiego zespołu. Równie ciekawy, zaskakujący i co najważniejsze, niosący nadzieję na kolejne produkcje sygnowane szyldem The Gathering. Odrodzeni niczym feniks z popiołów, rozwinęli skrzydła by udowodnić nam, że koniec jednego, może być początkiem czegoś równie ekscytującego.
Jakub "Negative" Karczyński
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz