Nareszcie jest. Najbardziej wyczekiwany transport angielskich Kameleonów do Polski właśnie stał się faktem. Od wtorku "zwierzaczki" zadomowiły się w moim odtwarzaczu i cieszą tak ucho jak i oko. Album dotarł do mych rąk bowiem w stanie nienaruszonym, a stopień jego zachowania jest wręcz wyśmienity. Brak śladów użytkowania świadczy o tym, że jego poprzedni właściciel bardzo o niego dbał. Nic dziwnego, mając taki skarb w kolekcji głupotą by było działać na jego szkodę, obniżając w ten sposób jego wartość. Teraz to ja zadbam o to by pozostał w takim stanie jak najdłużej.
Gdy zestawiłem obie okładki obok siebie jeszcze wyraźniej dostrzegłem graficzną mizerotę remasterowanej wersji z 2008 roku. No przecież ten kto zaprojektował ten wizualny koszmar powinien dostać jakiś wyrok za sprofanowanie okładki oryginału. Nie dość, że ją pomniejszył, wpasował w jakąś okropną ramkę to jeszcze przy użyciu komputera rozciągnął obraz w taki sposób, że ruiny wieży przypominają wszystko tylko nie ją samą. Kwintesencją dziadowskiego wykonania jest ledwo widoczny tytuł albumu wkomponowany w pejzaż nieba. Wygląda to trochę tak jakby ktoś dopisał go sobie przy użyciu Worda. Koszmar, koszmar i jeszcze raz koszmar. O wydrapanej nazwie w ramie tegoż obrazu już nawet nie będę się rozpisywał bo jest ona tak samo brzydka jak wszystko inne. Jedyną wartością tejże edycji jest duża liczba zdjęć zamieszczona wewnątrz książeczki, dobry papier no i rzecz jasna drugi krążek z dodatkową zawartością.
Porównując obie edycje nie da się nie zauważyć, że zmieniono właściwie wszystko, przez co strona wizualna nijak ma się do pierwowzoru. Można by rzec, że jest to wariacja na temat tamtej grafiki dlatego też nie pozbywajcie się ze swych kolekcji starych edycji. Najgorsze jest jednak to, że nie jest to przypadek odosobniony. Bardzo często zdarza się, że przy wznowieniach okładki płyt są podrasowywane i niestety zazwyczaj źle się to dla nich kończy. Wyjątkiem jest sytuacja gdy pierwowzór był na tyle nieudany, że przy reedycji zdecydowano się poprawić jego mankamenty (vide Ziyo "Tetris" [1993] ). Chociaż tu też biję się z myślami czy może jednak nie trwać na straży tych pierwotnych koncepcji jakiekolwiek by one nie były. Niech zatem każdy sam rozsądzi ten aspekt w swojej głowie.
Jakub Karczyński
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz